Sunday 23 December 2012

Spontaniczne OOBE - Nie dziękuję do końca roku nie wychodzę? :)

Przechodzę obecnie okres czyszczenia duchowo-energetycznego ze swoich złych nawyków i tzw. złogów energetyczno-emocjonalnych aby "udrożnić kanały dla mocy" i ruszyć "bardziej czystą" drogą.
Obecnie staram się małymi krokami żyć w pełni świadomie każdym dniem, być świadomym chwili, pomagam bliskim, pozbywam się swojego egoizmu, medytuję, wyciągam z podświadomości to co mnie jeszcze boli i leczę to na jawie, żyję w całkowitym celibacie, rozwijam swoją wiedzę, czytam, oglądam, słucham, analizuję, ale jakoś inaczej niż kiedyś, głębiej i bardziej z serca.
Z tej przyczyny postanowiłem, że potrzebuję jeszcze trochę czasu i nie potrzebuję ekscytacji z poza. Dodatkowo ostatnie zewnętrzne zawirowania nieskoordynowanych energii np. dotyczących końca świata tworzą dziwną burzę, więc wolę nie wchodzić do tego oceanu ciężkich energii wirujących nisko nad Ziemią.
Odczuwam również obecnie, a czasem nawet pamiętam, że podczas moich snów pobieram mnóstwo ważnych lekcji, również pojawiają mi się genialne wglądy na jawie, odczuwam spokój i większa harmonię, mocno wyciszył się strach i chce to jeszcze pogłębić do końca roku i rozpocząć eksplorację astrala z nową wielką siłą od stycznia - oj czuję, że będzię się działo, już to wiem.

Między czasie dziś doświadczyłem spontanicznego wyjścia, a raczej zrezygnowałem z tego wyjścia które samoistnie nadchodziło. Opiszę krótko jak to wyglądało.
W nocy spałem w łóżku z żoną i córka. Około 4tej córka obudzima mnie i poprosiła abym przyniósł jej wody. Pomaszerowałem do kuchni, po drodze zrobiłem sobie test rzeczywistości, bo byłem strasznie zaspany, spytałem się czy jestem świadomy i spórbowałem wetknąć sobie palec w dłoń. Okazało się, że to faktycznie real, więc zrobiłem co miałem zrobić i wróciłem do łóżka z wodą. Córka zasnęła, ja jeszcze dłuższą chwilę leżałem spokojnie i czuwałem, bo czuła się słabo. Po około 30 min postanowił, że czas spać. Poszedłem po wodę do kuchni... BĘC, nagle gdy byłem w kuchni wpadłem na mój test rzeczywistości, który robiłem wczejniej, BĘĆ! Jestem w śnie - uświadomiłem sobie. Spojrzałem na swoje ręce i ciało i pomyślałem: O rany jakie to realne, jak w realu!
Zachwyciłem się tym, jakbym pierwszy raz to odkrył :)
Po tym fakcie obudziłem się, odzyskałem całkowitą świadomość, wybudziłem się. Po przebudzeniu jeszcze się uśmiechałem do siebie z tego faktu. Postanowiłem, jednak, że będę dalej spał. Położyłem się na lewym boku - na którym zazwyczaj wychodzę i pomyślałem sobie, że jestem teraz w takim stanie sennym, że można wyjść. Po krótkiej chwili pojawił się trzask i mocne wibracje. Następnie włączył się "ciąg nadświetlny", byłem świadomy i wiedzaiłęm, że jestem na skraju wyjścia wystarczyło odpuścić i sam bym wyskoczył. W tym momencie postanowiłem - o nie, nie, to ja TU decyduję i decyduję, że nie wychodzę do końca roku. Wątpliwości trwały ułamek sekundy, ale postanowienie było na tyle stanowcze że wibrację ustały, dźwięk wygasł i wybudziłem się z tego stanu umysłu.
Jestem z tego zadowolony, bo udowodniłem sobie, że mój akt woli ma ogromne znaczenie i mogę realnie decydować nawet w takim stanie, z drugiej strony było to ważne, bo było to zrobione świadomie, a nie podyktowane strachem (rezygnacja) ani głupim wykorzystaniem okazji (brak rezygnacji).
Niech żyje świadomość - Świadomy Podróżnik przez plany Jawy i Astrala to jeden z celów, dzięki któremu rozwinę Boską Świadomość :) która pozwoli mi połączyć te dwa plany, zespolić jawne z niejawnym aby powstało więcej niż suma tych części, ale o tym już w nowym poście...






Monday 3 December 2012

Seks, Szmarag i Krokodyl

Tym razem doświadczenie LD. Większości doświadczeń LD nie publikuję, bo są raczej osobiste to znaczy, trudno je zinterpretować zarówno przeze mnie jak i osobę na zewnątrz, natomiast to doświadczenie było na pogranicy LD i Hipnagogów. Było to kilka dni temu.

Zacząłem relaksować się przed snem, bez zamiaru OOBE, LD, bez jakiegokolwiek, raczej medytacja przed snem. Po pewnym czasie czułem,  że jeszcze nie śpię, ale jestem już w obszarze przycielesnym. W głębi umysłu słyszałem kobiecy głos - treści nie pamiętam, słyszałem również mój spokojny, miarowy oddech. Obszar zafalował, zaszumiał i przyleciał z mojej prawej strony gość.
Był to wizytator raczej nieprzyjemny, może nie odrażający ale odrzucający. Postać demoniczna, taki drakula który z nietoprza przeistacza się w wampira. Przycupnął ten łysy wampir (bez zębów, nie zauważyłem ich i bez tego teatralnego ubioru - opończy, bez skrzydeł etc) po mojej lewej stronie w odległości około 1,5metra. Czułem, że to płytka faza, ale mój niepokój znacznie wzrósł przy nim. Postać się nie odzywała, tylko z szyderczym uśmieszkiem przypatrywała mi się. Mój strach zaczął narastać, usłyszałem swój coraz cięższy oddech - wtedy to usłyszałem po raz kolejny kobiecy głos: "spokojnie, tylko oddychaj...", więc oddychałem, uspokoiłem te ciężkie uczucia. Przeszedłem chyba ten test (strażnika) i teleportowało mnie na głębszą fazę. Byłem "gdzieś?" wśród zgromadzenia istot (ich form nie pamiętam). Miejsce przyjemne, jasne, istoty komunikowały się ze mną, cieszyły się, chciały abym jak najwięcej się nauczył.
Na koniec tej sesji/spotkania zostałem obdarowany wspaniałym naszyjnikiem ze srebra z gigantycznym (wielkości małej dłoni) zielonym kryształem/kamieniem szlachetny. Kamień był piękny - zielony, wielki, oszlifowany, z głębią. Przyjąłem go z wdzięcznością i wielkim zaszczytem i zadowoleniem.
Po przebudzeniu sprawdziłem co to za kryształ/kamień - we śnie nawet nie wiedziałem, że to Szmaragd, gdyż w realu nie interesuję się kamieniami szlachetnymi i kryształami - i jakie ma energetyczne właściwości, gdyż nigdy nie czytałem o szmaragdach i nie miałem o tym żadnego pojęcia.
To co w pierwszej kolejności znalazłem:

 SZMARAGD - Jego czysta, zielona barwa symbolizuje siły wzrostu i regeneracji na wszystkich płaszczyzna w ciele, myśleniu oraz działaniu. Zawiera w sobie całą zieleń przyrody i krystalizuje ją w sobie jako substancję życia. Swoim delikatnym promieniowaniem wpływa przede wszystkim na energetyczne ciała człowieka i uwalnia z nich chorobotwórcze energie, zatory oraz blokady. Łączy szczególnie z siłami przyrody i pozwala przeżyć jej piękno, otwiera również świadomość dla działania istot naturalnych, których zadaniem jest troska o wzrost 1 rozwój wszelkich stworzeń na Ziemi. Uczy wykonywania zadań życiowych w harmonii z naturalnymi siłami wzrostu i odnowy, dla dobra całego Wszechświata. U człowieka, działającego zgodnie z siłami natury, otwiera się bogactwo i obfitość, jaka ofiarowuje Ziemia. Dochodzi do regeneracji ciała i duszy, przeżywania nowego narodzenia w zdrowe życie, gdzie dominuje miłość i harmonia.
W Egipcie poświęcony był bogini Izydzie - matce bogów (Horusa), opiekunce kobiet i domowego ogniska. Dobra moc zielonego kamienia chroniła kobietę i niemowle od słabości, złej magii i demonów.

Kontynuując wątek:
IZYDA: w mitologii egipskiej bogini płodności, opiekunka rodzin. Jedno z wcieleń Wielkiej Macierzy; utożsamiana później z grecką Demeter. Jej świętym zwierzęciem była krowa.
Obok kultu publicznego pod koniec okresu helleńskiego powstały misteria na cześć Izydy. Kult misteryjny zarezerwowany był dla wtajemniczonych, miał charakter ezoteryczny, opierał się na wierze w zmartwychwstanie po śmierci (tak jak zmartwychwstał dzięki Izydzie Ozyrys).

---
Piękne są te symbole we snach - zaczyna mnie to mocno kręcić, a wracając do snu to obdarowanie mnie Szmaragdem nie było końcem akcji.
Zostałem wysłany na pewną planetę, leciałem do niej, zbliżałem się, gdy byłem już nad powierzchnią zobaczyłem na tej ziemi mnóstwo ciał wijących się w seksualnej ekstazie. Te ciała to były raczej jakieś części ciała, robaki(?), które w wielkich swoich zbiorowiskach zaspokajały się seksualnie. Nie była to typowo ludzka kopulacja, ale jakaś robacza masturbacja. W pewnym momencie, gdy już byłem blisko "TEGO", jakiś członek/macka próbowała mnie wciągnąć do tej "gry", wyczuły nową energię, którą chciały się masturbować i ją chłonąć. Wycofałem się z tego z obrzydzeniem. Moja projekcja do lekcji została skończona.

Myślę, że w tym śnie otrzymałem od żeńskiej energi (IZYDY) po pierwsze wsparcie/pomoc (szmaragd) w odstraszaniu demonów, po drugie pokazano mi prawdziwą naturę larw żerujących na niskich emocjach seksualnych i dostałem możliwość konforntacji na tym poziomie energetyczny.
Sen był na prawdę niesamowity.

Wednesday 17 October 2012

Zaprogramowany LĘK?

Jak widać nie mogę się zebrać aby coś napisać, a związane jest to z brakiem wyjść. Brak wyjść jest związany z niechęcia do wychodzenia niż niemożliwością.
Skąd ta niechęć? Przecież tak dobrze mi szło...

Niechęć - to strach, który jakoś mi się wprogramował, a może go po prostu odkryłem i wydobyłem z warstwy nieuświadomionej. Może nie jakoś tylko przez pewne doświadczenie.
Zawsze miałem pewien dreszczyk emocji przy wychodzeniu w oobe i jakiś strach ale nie bałem się go przezwyciężyć, nawet po dość męczących doświadczeniach oobe.
Tym razem to nie OOBE ale Ayahuaska...
No cóż, chciałem to dostałem - miałem 3 sesje z Aya (wcześniej nie miałem żadnych doświadczeń z takimi narkotykami ani LSD, Psylo etc) prawie 2 m-ce temu.
Byłem dobrze przygotowany, sesje pod względem fizycznym przeżyłem niemal wzorowo - psychicznie było bardziej obciążające.
Tu moja refleksja OOBE vs Aya

1. W OOBE czuję się bezpieczniej, mam wrażenie że mam bardziej czystą świadomość, przy Aya mam wrażenie jak coś mi się dokleja (jakaś osobowość/duch Aya, mam nawet takie wrażenie przy Marihuanie) i przedstawienie nie jest do końca "moje", nie mam tzw. pełnej WOLNEJ WOLI! (moja interpretacja jest taka, że już przez samo przyjęcie narkotyku wyrażam pozwolenie - akt woli, na wpuszczenie jakiegoś bytu, tu "ducha ayahuaski" aby mnie zabrał w podróż, w oobe najpierw wychodze a później rozmawiam z duchami.)

2. Wglądy, wizje, wnioski po Aya bardzo treściwe i wartoścowe, choć doświadczenia były raczej trudne (np. przeżycie własnej śmierci, dehydracja ciała w glebie, rozłożenie i rozsypanie się ciała w proch w glebie), nie przeżyłem żadnych tzw. miłych chwil w Aya, raczej ciężkie, mroczne, jakieś takie obce i zimne, a jak były kolorowe i wzniosłe to raczej odczuwałem je jako plastikowe i mdłe - to mnie chyba rozbiło. Nie mam zamiaru ani potrzeby wyruszać razem z Aya na kolejną wyprawę - ogólnie to co zrozumiałem to to że liczy się TU i Teraz oraz Kreacja a nie iluzoryczne wyprawy w nieznane.

3. Natomiast wiedziałem, że zostałem ZABLOKOWANY przez Aya w tym doświadczeniu w pewnej przestrzeni. Nie mogłem wyruszyć dalej niż obszar związany z ludzkim życiem (ludzka karma -narodziny, śmierć, przestrzeń pośmiertna ale jakaś niezbyt odległa energetycznie od ludzkiego losu, nawet bliski kosmos), mimo, że miałem chęć, wolę i próbowałem "walczyć" to podczas tego doświadczenia w przestrzeni astralnej trafiałem na swego rodzaju zasieki, jakby niewidzialny pas asteroidów poza orbitą Ziemi (to w przypadku gdy chciałem zwiać w kosmos od ziemskiego Ego, no może nie zwiać ale odlecieć, zwiedzić coś innego), a z innej strony jak chciałem to ugryźć to byłem uwięziony jakby w bańce odradzania się - wizja gorejącego astralnego trupa, cierpiącego męki piekielne.
Wcześniej byłem karmiony pięknymi, kolorowymi wizjami wzlotu do "nieba" i "bogów", byłem jednym z nich, zasiadałem na tronie, obserwowałem proces narodzin, tworzenia życia, ale to była takie cukierkowe i plastikowe (raczej ta wizja mnie mdliła jak przesłodzona landryna niż wywoływała piękne uczucia w sercu) i gdy "olewałem" te wizje, chciałem zobaczyć szerszy wgląd we wszechświat - dostawałem BANA!
Pojawiały się powyższe wizje blokujące czy to podróż w kosmos czy w głąb siebie. Byłem w BAŃCE!
Na zewnątrz ograniczały mnie jakieś sztucznie stworzone pasy astralnych asteroidów/zasieków na orbicie, a wewnątrz cykl narodzin i śmierci oraz w przypadku rezygnacji z tego wizja "męki piekielnej".
Dobrze że mam blog, jak to się przeleje na słowo pisane to pomaga, wyrzuca się po części tę ciężką energię z siebie, coś się wewnątrz rozświetla! Rodzi się niezgoda na BAŃKĘ! Tak - chcę konfrontacji!

4. W OOBE niczego takiego nie doświadczyłem, były to w miarę zrównoważone wizje, a może NIE! - raczej tylko spokojne bez zmagania się ze śmiercią i trudnymi tematami - unikałem ich, tworzyłem swoją bańkę bezpieczeństwa, a Aya dała mi możliwość doświadczenia na odwrót - zostałem włożony do mojej ANTYBAŃKI bezpieczeństwa, ta bańka stałą się odwrotnością komfortu. Dopiero teraz sobie to uświadomiłem.

Tak, więc nie widzę na razie sensu w wychodzeniu w OOBE dopóki nie nabiorę sił aby skonfrontowac się w OOBE z wizjami które miałem zaaplikowane w Ayahuasce. Chcę być gotowy na doświadczenia w pełni, a nie izolować się od cięzkich tematów - w końcu to też PRAWDA, a prawda jest najważniejsza :)
Wiem, że do póki nie będę gotowy na taką konfrontację to reszta to tylko zabaweczka.

5. Czy ten lęk jest prawdziwy? Czy został mi tylko wprogramowany?
Uważam, że jest prawdziwy, został wprogramowany przez całe moje życie kroczek po kroczku przez środowisko, religie, styl życia etc, wypłynął po prostu do warstwy uświadomionej, wcześniej był tylko negowany i wypierany, uważałem, że go nie ma, że się tego nie boję.
Lęk ten to:
- obawa przed spotkaniem innych cywilizacji/istot.energii kosmicznych, strach przed ich tzw. negatywnym wpływem i przed całkowicie inną/nieznaną koncepcją życia
- strach przed śmiercią i utknięcie w nieświadomym kołowrocie karmy i bezsensownych, nieświadomych żywotów
- strach przed zawieszeniem się mojej świadomości/duszy po śmierci w "martwym piekielnym punkcie wiecznej wegetacji i cierpienia niefizycznego"

Mam więc poważne wyzwanie i chyba o to chodziło, bo wcześniej już nie widziałem sensu w tych podróżach. Jeszcze nie wiem kiedy to nastąpi ale wiem, że nastąpi albo w OOBE albo po śmierci.
Wierzę, że w OOBE i bedę jeszcze to mógł tu opisać i wydobyć się z bańki.

Saturday 18 August 2012

Mocne uderzenie

Uuuu, no to się w końcu coś zadziało!
Nie miałem ostatnio motywacji do wyjść, ale w końcu to są jedne z ważniejszych doświadczeń życia, więc skoro mam możliwość to trzeba korzystać.

Przed wczoraj udało mi się wyskoczyć - wyjście standardowe w moim wypadku czyli przez wytoczenie na bok. Było ty wyjście po długiej przerwie i niestety niewiele zostało mi w głowie z tego wyjścia, gdyż po powrocie zapadłem w sen.

Najważniejsze jednak, że pamiętam dzisiejsze wyjście, więc do rzeczy:
Zaczęło się jak zawsze - leżąc na boku poczułem, że zbliża się czas wyskoczenia. Byłem świadomy, pojawiły się wibracje, tym razem były mocno konkretne, trzepało mnie niemal jak w padaczce. Nie było to przyjemne doświadczenie, natomiast nie pojawił się strach bo wiedziałem czego moge się spodziewać oraz byłem mocno zmotywowany. Wyskoczyłem inaczej niż zwykle - przez przewrót do tyłu.
Na początek ćwiczenia "gimnastyczne"- dostrajające: rączki-rączki pocieranie ect. Dostrojenie wyszło bardzo dobrze - widzaiałem bardzo wyraźnie swoje ciało.
W tym momencie mam lekko zagięty czas zdarzeń - to znaczy nie bardzo moge poskładać w czasie liniowym pewne wydarzenia... Załóżmy, że to się wydarzył po dostrojeniu, ale w jakiejś dziurze czasowej.
Wzywałem mojego Opiekuna, chyba się doczekałem, gdzieś mnie wessało i zacząłem brać udział w lekcji...
Zgodnie ze wskazówkami zacząłem energetyzować swoje ciało od stóp w górę, zobaczyłem jak moje ciało zbudowane jest złotej energii, przepływ tej energii powodował wręcz niewyobrażalną rozkosz, taką której nie mogłem chyba znieść, gdy fala energii pojawiła się w okolicach podbrzusza wymiękłem, czułem że energia mnie rozerwie to było hiper kosmiczne, nigdy w życiu nie przeżyłem tak intensywnego uczucia przyjemności, jakby prąd płynął przez moje ciało - rozkoszny prąd...
Wtedy chyba powróciłem do OSPUO. Wyszedłem przez okno i skoczyłem z balkonu w kałużę na ulicy. Zastanawiałem się co robić dalej - całkowicie zapomniałem o powyższym doświadczeniu, jakby nigdy się to nie wydarzyło. Nagle wiuuu! Wylądowałem na brzuchu, twarzą wpadłem jakby w kupkę liści.
"Masz to zapamiętać!" to był przekaz. Przypomniałem sobie. Niezły agent z tego mojego Opiekuna, to nie było delikatne napomnienie ale stanowcze, mocne polecenie wręcz huknięcie na mnie - nie tak wyobrażałem sobie kontakt z kolegą. No ale jak ktoś się zachowuje jak dzieciak w cukierni zamiast poszukać kierownika tego sklepiku i czegoś się nauczyć to tak trzeba.
Następnie zacząłem się włóczyć po jakimś parku, pragnąłem skontaktować się z opiekunem, wołałem go. Po parku chodzili jacyś ludzie ale nie zwracałem na nich uwagi. Oparłem się o wierzbę i pomyślałem, że może wierzba mi pomoże.
Pojawiłem się na jakimś balu na statku, wokół tańczące pary, tańce raczej klasyczne, poczułem chęć na seks (to właśnie to zachowanie dzieciaka w cukierni, zamiast czegoś się uczyć, pytać, to ja to....). Podszedłem do tańczącej pary, odbiłem kobietę, wtedy jakby część z tych osób wiedziała o co mi chodzi i zaczęli podchodzic inni aby również uczestniczyć w seksie. Ok, czemu nie, może być i orgietka, ale brakuje mi tu jeszcze fajnych dziewczyn. Wtedy pojawiła się moja dawna znajoma  - atrakcyjna, stwierdziłem super, ruszamy. Z całą banda ruszyliśmy szukać jakiejś ustronnej kajuty, gdy otworzyłem ciemną kajutę, obudziłem kogoś tam śpiącego i ten ktoś mnie rozpoznał - chyba jakoś się tym przejąłem i się obudziłem.

Było już jasno, moja żona nie spała, córka również, oglądały telewizję. Leciał jakiś dziwny film - dwóch nagich facetów, biały i czarny stali w antycznej łaźni greckiej, a dwie kobiety ich obmywały z jakiejś gliny, maseczki etc. woda spływała po ich nagich ciałach razem z glinką. Kobiety zbierały tę wodę spływającą z ich penisów do dzbanków, a następnie zaspokajały ich od czasu to czasu oralnie.
Hmmm, okej jestem otwarty ale chyba moja 5letnia córka nie musi jeszcze oglądać takich filmów, postanowiłem porozmawiać z moją żoną, która spokojnie siedziała w łóżku, popijała herbatę i ... paliła papierosa. Kurcze to śmieszne pomyślałem sobie, moja żona nie pali, a wręcz jest wrogiem palenia. Wtedy zorientowałem się, że obudziłem się... we śnie, że to kolejny sen jakby we wcześniejszym śnie, a byłem przekonany, że jestem w rzeczywistości. Ale absurd.
Przypomniałem sobie technikę Darka Sugiera "Neuro Przesunięcie" (link) i stanąłem przed ścianą, skupiłem się na jakiejś kropce farby i władowałem w to całą agresję i negatywną energie aby rozerwać zasłonę OSPUO i popłynąć dalej.
Po tej akcji poczułem się lekko nieswojo, ale poczułem też, że zaczyna się dziać coś niedobrego, zbliża się jakiś wielki syf! Myślę sobie ok, spokojnie załadowałem negatywa, teraz dla równowagi trochę pozytywnej energii, trochę miłości i będzie ok. Nie mogłem jednak zbyt wiele wygenerować, byłem jakby lekko sparaliżowany uczuciowo, zacząłem w desperacji przyśpiewywać piosenkę "...Dzień dobry kocham Cię, już posmarowałem Tobą chleb..." nomen omen Strachy na Lachy :) (link)
Pomogło ale niewiele, tyle co kropla deszczu na rozpalone ognisko, czułem że zbliża się jakaś fala do mnie i nie będzie to przyjemne. Postanowiłem w opcji pt. "spier...amy!" ewakuować się szybciutko do świata fizycznego.
Zacząłem wypływać - okazało się, że nie byłem płytko gdzieś w OSPUO i jak zawsze myk i jestem w ciele fizycznym obudzony, ale zacząłem lecieć - raczej wynurzać się. Gdy poczułem, że jestem blisko obudzenia się i ciała fizycznego wpadłem w jakiś astralny muł - czytaj koszmar. To tak jakby wynurzyć się w plamę ropy naftowej.
W tym astralu blisko ciała fizycznego przemknąłem przez jakieś kreatury (drako, duchy etc) które były bardzo nieprzyjemne - przekładając na język fizycznych doznań naszego świata to coś jakby mlaskały, ssały, zgrzytały zębami, ja poczułem, że tez zgrzytam z tego wszystkiego zębami, a zęby mi się ścierają jak bym je wrzucił do jakiegoś kwasu. Na szczęście było to raczej przemknięcie niż dłuższa konfrontacja, otarłem się po prostu i obudziłem. Było jasno.
Zacząłem sobie przypominać co mi się wydarzyło.

Sunday 15 July 2012

Senna Matrioszka i Kody Marixa

Tak, w końcu chciałem znów trochę astrala. Wieczorem zastanawiałem się, co ja tam będę robił. Odpowiedź znalazłem bardzo szybko - "jak złamać kod matrixa?"
Ta myśl mnie gnębiła bardzo mocno przez cały wieczór - są ludzie np. jogini który lewitują, ludzie odżywiający się słońcem, iluzjoniści np. Dynamo (Steven Frayn), magicy którzy kreują rzeczywistość całkowicie nie zgodną z regułami tego realnego świata - jak oni to robią, jak łamią kody tego matrixa. Ja także chciałbym być niezależnym kreatorem wedle mojej woli, czarownikiem. Postanowiłem zadać to pytanie wszelkim bytom które spotkam podczas obe - to była bardzo konkretna motywacja aby "wyjść".
Z tą myślą zasnąłem. Obudziłem się około 2 w nocy po 4 godzinach snu. Lekko przestraszony, ale wstałem skorzystałem z toalety, wypiłem szklankę wody, zerknąłem co za oknem i postanowiłem podryfować w astralu. 
Zacząłem akcję 4+1, oczywiście nie czekałem godziny może 15-20minut, nie mam cierpliwości do tego i uważam, że tracę cenny czas na sen, natomiast z drugiej strony mam świadomość, że to przebudzenie przez minimum 30-40 minut jest istotne... no cóż zrobiłem, tak jak zrobiłem.
30 minut na plecach, bez rezultatów - odrętwienie, przerzuciłem się na bok, aby spróbować przez sen. Przez pewien trwała walka świadomości i snu. Nie mogłem wejść w fazę na wyskoczenie w obe (to pewnie dla tego, że za krótko się przebudzałem...), ale jakoś łagodnie pogrążyłem się we śnie, z lekką świadomością. Byłem we śnie i zadałem sobie pytanie czy to sen czy jawa - leżałem na dużym łożu w innym nie moim pokoju. 
Postanowiłem przeprowadzić "rutynowe działania" - skoczyłem na twarz z łóżka - wiedziałem, ze to sen i nic mi się nie stanie, chciałem tylko sprawdzić co się wydarzy... Lecę na pysk, zaraz rymsnę o podłogę, a tu nagle - zawisłem około 20cm nad podłoga. To było jak zimny prysznic - natychmiast wróciła pełna świadomość, wiedziałem, że jestem we śnie, że to LD i postanowiłem zająć się intencją z którą wyruszałem do astrala, a mianowicie dowiedzieć się "jak złamać kod matrixa"
Były to jakieś ogrody działkowe, przeszedłem przez płot na sąsiednią działke. Zobaczyłem człowieka z synem (?), że zbliża się do działki - skryłem się za krzakiem, jakoś tak instynktownie, zauważył mnie, teraz w pełni świadomie wyszedłem mu na spotkanie. Był trochę zaniepokojony, że ktoś jest na jego terenie, ale wyciągnąłęm dłoń i podałem mu rękę, obdażył mnie silnym, "suchym" uściskiem dłoni. Nagle wokół niego pojawiło się mnóstwo jego chyba znajomych/przyjaciół facetów, zrobił sie jakiś rozgardiasz, rozmowy, śmiechy etc. Nie dałem się wybić z rytmu i wyskoczyłem do człowieka z pytanie - "czy wiesz jak złamać kody matrixa?" Chyba nie do końca zrozumiał w tym harmidrze, więc wykrzyczałem mu to prosto w twarz! Zdębiała, zszokował się, jakby mu obwody się zagrzały, reszta towarzystwa jak usłyszała pytaie zaczełą zaciekle dyskutować o tym matrixie, ale ja zdawałem sobie sprawę, że to boty i to raczej był szum informacyjny majacy tylko mnie zagłuszyć, natomiast człowiek do którego skierowałem pytanie też był nieobecny, stweirdziłem, że to bot i ruszyłem dalej. Wpadlem na trawniku na grupę dziewczyn/kobiet za pewne udającą się na imprezę, chwyciłem jedną z nich i zadałęm te same pytanie. Przegiałem ją przez kolano i spojrzałem jej prosto w oczy - znowu nic, bot.
Po tej próbie próbowało mnie wywalić do ciała, skoncentrowałem się na oddechu (autoatycznie, chyba tylko z mała ingerencją świadomości) i wyłonił się nowy sen, jak matrioszka ze starego. Na tym etepie byłem jeszcze trochę świadomy snu, trochę ciała fizycznego, które śpi i znajduje się w pokoju. Ale z kolejnym snem zagłębiałem się coraz bardziej w sen i traciłęm poczucie rzeczywistości. 
Pojawiło mi sie chyba jeszcze kilka sennych matrioszek, niestety nie moge sobie ich wszystkich przypomnieć, ale trafiłęm w końcu do snu w którym byłem w jakimś biurze, coś robiłem, byłem sam. Nagle zaciekawiła mnie jakaś mapa na ścianie - natomiast była to raczej jakaś mandala, gdy się jej przypatrzyłem wyłaniał się inny obraz. Zadałem sobie więc pytanie "jak złamać kody matrixa". Pojawił się wgląd dotyczący życia, który mnie przeniknął, ale jeszcze nie był wyartykułowany. W tym momemncie aby to zapamiętać, stworzyłęm sobie bota, koleżankę z pracy, której to zacząłem opowiadać, że jest wszechświat, jak głębiej spojrzymy to układ słoneczny, potem ziemia, jeszcze głębiej, to kraje, miasta, w mieście budynek, w budynku pokój, w pokoju człowiek, w człowieku komórki organizmu, w komórkach atomy i tak możemy spoglądać w głąb i co znajdziemy, dokąd dotrzemy? Dotrzemy do jakiejś energii - pierwotnej ostatecznej - do boga! Ale co to jest? jak z tym komunikować się, jak dotrzeć.
W tym czasie patrzyłem jej głęboko w oczy, lecz te oczy po pewnym czasie okazały się białymi dziurami w głowie - to bot, moja kreacja mózgowa, zostawiłem ją i ruszyłem dalej.
Ok, zaufam intuicji, może np. karty tarota w tym śnie mi coś odpoweidzą, pojawiła się grupka ludzi, jeden tasował karty, drugi przełożył, wyjęli 3 karty i kazali mi je wziąć. Hola, hola - to nie moja kreacja, nie moja intuicja, ktoś za mnie wszystko zrobił i podsuwa mi coś co ja mam przygarnąć jako swoje - do dupy! spadajcie. Nie podniosłęm kart, ruszyłem dalej.
Wyszedłem w następnej matrioszce, siedzę w jakim pomieszczeniu, grupka ludzi, siedzimy, trwają jakieś rozmowy, jest właczony tv, a w nim raczej jakieś reklamy lub jakaś tylko jedna reklama - pojawiają sie koperty z imionami i nazwiskami. Dwa razy pojawia się koperta z imieniem i nazwiskiem mojego dość dobrego kelegi z liceum, zastanawiam się nad tym ale to później ignoruję.
Ta sytacja zamienie się w sytuację, gdy siedzimy we 3 osoby: ja, mój kolega Paweł, i kolega Michał. Na ekranie tv widzę jak przechodzi swego rodzaju fala i czyści jakby tłuszcz z mięsa, taka operacja odsysania tłuszczu w dużym przyliżeniu, lub oczyszczanie mięsa z tłuszczu podczas przygotowania go w kuchni. Większość złogów tłuszczowych jest usowanych - Pawel mówi, że już nie jest na diecie (w rzeczywistości, nigdy nie był, raczej czlówiek wysoki i zbyt chudy, bez problemów z nadwagą), nie bierze już nawet "Urinal Pils" (nie wiem skąd sie to wzięło, ale taka nazwa padła). Raczej nie byłem zainteresowany drążeniem, tematu i stweirdziłem, że nic tu po mnie - nie znajdę u tych ludzi tej odpoweidz której szukam, bo to same boty. W tamtej chwili też naszła mnie taka refleksja, że niestety w rzeczywistości matrialnej jak sie obudzę i zadaje podobne pytanie, to tzw prawdziwi ludzie reagują tak samo - patrzą się jak na idiotę, mówią po co ci to, bądz normalny, taki jak my, wstawj do kieratu pracy, zarabiaj pieniądze, wydawaj pieniądze, żryj i sraj...
Lunatycy otaczają mnie... że zaintonuję tu Ryśka Rydla.
Obudziłem się. Poleżałem chwile, bo chciałem choć część tego LD zapamiętac i spisac powyższe. 
Ogólnie podsumowując, to strasznie sztuczny ten świat w LD. Jest zasadnicza różnica w wejściu w LD a OBE - w LD nie ma tego wiru wciągającego w astral, nie ma dostrojenia, jest po prostu jak jest. LD to jak poruszanie się po zgóry ustalonej planszy w grze w której idzie sie z punktu A do B, a po dordze pojawiają się rózne neispodziani, a OBE to w porównaniu z tą gierką/planszówką - gra w szachy. 
Płaskie to LD - chcę w OBE!
 

Saturday 3 March 2012

Lustereczko powiedz...

Tak, tak, tak - tym razem poszło zadziwiająco lekko, ale o tym po koleii.
Technika 4+1, pobudka naturalna bez budzika, 3 w nocy. Tym razem pełen relaks, chyba po ostatniej sesji coś się przełamało. Zacząłem zapadać w sen, bez kontrolowania myśli, rozmyślania - miałem po prostu świadomość, że zasypiam. Gdy byłem już głębiej we śnie nastąpiło zasysanie przez strumień dźwięku, lekkie (a może mocniejsze) dreszcze/drgawki wiedziałem, że lecę w kierunku obe. Tym razem odpuściłem totalnie - niech się dzieje co chce, pełen relak, bez mantrowania etc.
Wiuuuu i mnie wyciąga tym razem wyszedłem kolejny raz inaczej niż zwykle, bez wytoczenia - raczej wysączyłęm się nad moje ciało, tak pod sufit. Nie spotkałem żadnego strażnika, żadnego zewnętrznego strachu, po prostu mój wewnętrzny dreszczyk emocji towarzyszący wyjściu.
Chciałem od razu skorzystać z mojej starej techniki kotwiczenia się w astralu - pocieranie rąk, dotykanie ścian, podłogi etc, rozpocząłem ale coś mi kazało przestać. Spojrzałem na moje ręce, wyglądały jakby były z jakiejś pomarańczowej energii, spojrzałem z góry na moje łóżko, ale nie zauważyłem swojego ciała, raczej jakaś ciemna mgła dam zalegała. Zgodnie z wewnętrznym głosem przestałem się kotwiczyć, coś mnie pociągnęło w górę i zacząłem się unosić, wyżej i wyżej, wyleciałem ponad budynek, leciałem przez chmury, wtedy zdałem sobie sprawę że jakieś gigantyczne dłonie trzymają mnie pod boki i to one mnie unoszą ponad chmury. W tym momencie poczułem wspaniałe bezpieczeństwo, taką ekstazę z przebłyskiem seksualnego podniecenia, ale to ustąpiło. Plecami jakbym wtulił się w coś/kogoś pozwoliłem mnie prowadzić...
Trwało to pewien czas, aż trafiłem jakby do naturalnego planetarium: miałem przed sobą niebo wszechświata na którym zacząłem oglądać gwiazdy, widziałem gwiazdozbiory, a nawet całe galaktyki (!!!), jakieś wydarzenia w skali kosmiczno/gwiezdnej były mi prezentowane - ja raczej zachwycałem się ogromem tego wszystkiego i tym że mam możliwość podziwiać całe galaktyki i inne elementy wszechświata na codzień nie widoczne gołym okiem. Uświadomiłem sobie, że działo sie do dość długo jak na moje pobyty astralne.
Gdy już się tym nasyciłem wylądowałem w jakim miejscu, małej wsi/osiedlu?, postaci która mnie prowadziła przez chmury już nie było, byłem sam.
Miałem plan aby w trakcie obe/ld przejść przez lustro na drugą stronę. Wiedziałem, że jestem w OSPUO, wszedłem więc do chaty - spotkałem w niej 2 osoby - to były boty - nie reagowały jakoś specjalnie na mie choć mnie zobaczyły. Postanowiłem więc się nimi nie przejmować. Znalazłem na ścianie dość wielkie lustro - spojrzałem w nie lecz nie zobaczyłem w nim mojego odbicia, tylko szara mgła. Zawołałem starszego mężczyznę (bota) z chaty aby i on się przejrzał. Zerknął do lustra, ale i jego odbicia nie było. Mężczyzna nie zareagował, więc kazałem mu się cofnął.
Stanąłem przed lustrem i zacząłem się wpatrywać, moje odbicie się pojawiło...
Podjąłem decyzję - wchodzę w to lustro!
Powoli zbliżyłem się do niego i zacząłem powoli zanurzać twarz w jego tafli - gdy zanurzyłem już całą twarz miałem wrażenie, że jestem po drugiej stronie, po drugiej stronie, ale w realu! Wchodziłem do mojego fizycznego ciała! Chwilę byłem jakby w rozkroku - trochę w realu, trochę w astralu. Dalej nie miałem możliwości się zastanawiać, bo przebudziłem się całkowicie w moim ciele fizyczny.

Lustrzana odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała i mam wątpliwości czy lustro z astrala prowadzi gdzieś głębiej, czy jest tylko drogą powrotną do ciała? Chcę to sprawdzić jeszcze raz przy najbliższej okazji.

Wednesday 29 February 2012

Strażnik Systemu - "NieObe"

Ten wpis poświęcam ważnemu elementowi z  tematu "Nadświetlny Strumień Dźwięku" - głosowi, którego nazwałem "Strażnikiem Systemu".
Już w trakcie i po doświadczeniu głos ten zinterpretowałem jako strażnika systemu (systemu materialnej rzeczywistości) na którego nadziałem się podczas wyjścia w głębsze OBE (chyba tam zmierzałem?). Do tej pory podczas moich skoków byłem w LD/OSPUO, czyli we własnym świecie gdzie poza Botami nie było nikogo, a ten kontakt był całkowicie odmienny niż kontakty z botami, jakby zewnętrzny, coś co miało mnie odegnać od OBE.

Biorąc pod uwagę analizę tego przypadku mogę przyjąć 2 wersje:

1. to była moja wewnętrzna kreacja lęku np. przed śmiercią. 
Z jednej strony jest to prawdopodobne, bo mimo, że podejmuję próby wyjścia w OBE, gdzieś wewnętrznie mam zakorzeniony lęk przed śmiercią, nie przed samym procesem i konsekwencją dla mnie, bo jestem Obenautą i co najwyżej wylecę do wiecznego Obe ale raczej jest to lęk wykreowane przez moje Ego tzn. co sie stanie z ludźmi których zostawię, jak się będą z tym czuli etc - taka presja społeczna, jak się kocha najbliższych to nawet w ten sposób nie chce się nikogo krzywdzić i myślę, że tego jeszcze do końca nie przerobiłem i siedzi mi to w głowie.
Z drugiej strony znam swoje lęki i wiem jak odczuwam taki lęk - wiem jak on smakuje, a to co się w tym przypadku pojawiło było jakby próbą wstrzyknięcia mi do mojego systemu zewnętrznego lęku, zatrucia mi krwio obiegu obrazowo przedstawiając, więc szukam w innym kierunku nie negując tej możliwości, bo w końcu chcę tam znów wrócić i się z tym zmierzyć, więc nie pozbawię się oręża tylko dla tego że nie do końca to czuję i nie akceptuję.

2. zewnętrzny strażnik na bramie wyjścia z materialnej rzeczywistości
Ta wersja jest z tzw. wersji walki z systemem, matrixem etc jak kto to nazywa, natomiast jest bliska mojemu światopoglądowi, którego wykreowałem na podstawie moich doświadczeń, obserwacji naszego materialnego świata, przemyśleń ludzi świadomych etc.
Wg tej wersji głos to zewnętrzny strażnik (jakoś strasznie mi tu podświadomie  pasuje słowo "Sentinel") ustawiony na bramie wyjściowej pomiędzy światem materialnym, a "poza". Biorąc pod uwagę system naszej rzeczywistości materialnej w którym działają takie organizacje jak KM (korporacje międzynarodowe), SM (super mocarstwa), oraz KK (kościół katolicki) i inne organizacje religije, które próbują utrzymać człowieka tylko w materializmie (KM, SM) lub zaprogramować mu jedynie słuszny wgląd w świat pozazmysłowy odpowiednio dawkowany przez system (KK) i kontrolowany strachem (wszyscy), to ta wersja wydaje mi sie też bardzo prawdopodobna.
W tym przypadku uważam, że mógł to być Sentinel ustawiony przez KK:
- sposób mojego wyjścia (matra Jezus) mógł zwabić właśnie takiego strażnika
- sposób przekazu telepatycznego był ewidentnie z KK. Nie chodzi o same słowa ale to co się z nimi wiązało, jaka kreacja i wizualizacja, która miała stworzyć wrażenie tzw boga ojca stojącego u bram i karcąco upominającego zbłąkaną owieczkę. Wizualizacja w podświadomości jako dziadek z brodą jak ze starego testamentu, donośny huczący głos z pogłosem jak echo
- głos, na początku jak sobie uświadomię i przypomnę, zanim wypowiedział/przekazał słowa próbował zaatakować mnie ideologicznie jak KK dogmatami etc. ale chyba odkrył, że to ślepa uliczka i nie reaguję na to wiec odpuścił, ale ja czuję i pamiętam, że mnie sądował w tym kierunku.

Tak więc uknułem sobie takie oto teorie obronno/tłumaczące, po to aby znów TAM wyruszyć i przeskoczyć dalej, bo czuję, że na prawdę byłem blisko, a to była bardzo ciekawa przygoda którą chcę powtórzyć. Było zupełnie inaczej niż zwykle i to mnie cieszy, z drugiej strony doceniam to że jestem w takim spokojnym, wolnym tempie wprowadzany w ten świat "poza", bo jeszcze wiele muszę się nauczyć...

PS. A tak z ciekawości sprawdziłem o czym jest ta wkurzająco-wkręcająca się w głowę komercyjna melodyjka która pojawiła się w moim śnie (tu pioseneczka Nadświetlny Strumień Dźwięku) na początku i brzmi to tak:
"Nossa, nossa
Assim você me mata
Ai, se eu te pego,
ai ai, se eu te pego

Delícia, delícia
Assim você me mata
Ai, se eu te pego,
ai ai, se eu te pego
..."
a znaczy to z portugalskiego na polski:
"Wow, wow
W ten sposób mnie zabijesz
Oh, jeśli Cię złapię
Oh, oh, jeśli Cię złapię

Zachwycająca, zachwycająca
W ten sposób mnie zabijesz
Oh, jeśli Cię złapię
Oh, oh, jeśli Cię złapię
..."

Zostawię to bez komentarza... :)

Nadświetlny Strumień Dźwięku

Przez ostatnie kilka tygodni sporadycznie podejmowałem próby wyjścia ale z marnym skutkiem, możliwe że byłem "przemotywowany".
W między czasie raz mi się  udało wyskoczyć na kilka sekund, posiedziałem przy łóżku w OSPUO (obszar stworzony przez umysł obserwatora) i cofnęło mnie, na więcej nie miałem mocy.

Natomiast ostatnie wydarzenie było dla mnie sporym przeżyciem, mimo, że już kilkakrotnie udawało mi się wyskoczyć z ciała, a było to tak....

Po kilku nieudanych nocnych próbach 4+1, postanowiłem nie ustawiać budzika - jak się obudzę w nocy - a chcę się obudzić - to spróbuję wyjść, jak się nie obudzę to trudno i poszedłem spać.
Obudziłem się około 4tej po 5godzinach snu - stwierdziłem więc, że skoro taka okazja to robię 5+30.
Długo walczyłem, odpływałem, wracałem, medytowałem, ale wszystko jakoś mizernie szło, minęło chyba z 1,5h i postanowiłem, że spróbuję zapaść w sen kontrolując go ale bez zbytniej napastliwości :)
W pozycji na boku w jakiej zwykle zasypiam zacząłem przed sennie fantazjować, pozwoliłem umysłowi czepiać się myśli, układać swoje myślokształty i płynąć w kierunku snu.
Zacząłem świadomie myśleć o spotkaniu z przyjaciółmi, imprezie, byłem na domówce, po pewnym czasie złapałem się na tym, że już nie kontroluję moich myśli, zaczęły one żyć własnym sennym życiem, usłyszałem dość znaną komercyjną muzyczkę (trochę w innej interpretacji niż w rzeczywistości), która sączyła się z radia...


- KLIK! - przecież jak śpię i jestem w łóżku to nie mam włączonego radia (przemknęło mi przez głowę), to musi być sen! próbowałem uświadomić sobie, że już śnię. Zacząłem wsłuchiwać się w piosenkę...
W pewnym momencie piosenka przeskoczyła, zmieniła się na całkowicie inną tzn jakby była z całkowicie innej stacji radiowej - taki gotycki styl. Wtedy uświadomiłem sobie, że żadnego radia nie ma! to znaczy ani w domu w którym śpię, ani we śnie! W mojej głowie nastąpiła konfrontacja świata snu z rzeczywistością, byłem świadom, że ta muzyka nie istnieje, a jednak istnieje, bo ja ją słyszę i mam ją w głowie. W mojej pierwszej fascynacji stwierdziłem, że zacznę ją modyfikować i coś komponować - faktycznie, zacząłem wymyślać jakieś akordy, łączyć, tworzyć jak na jakimś instrumencie. Zacząłem płynąć na tych dźwiękach...
Już nie mogłem komponować, popłynąłem gdzieś, jakbym był już na innej fali, czułem, że zaraz zacznie się jakaś jazda...
Teraz w pełni byłem świadomy, że śnię, ale nie byłem już w rzeczywistości sennej, ale raczej gdzieś pomiędzy jawą, a snem.
Przypomniałem sobie technikę medytacji Osho pt. "Imię Jezusa" :)
(tu info jak to Osho opisuje: "Jesli porusza cie imie Jezusa, siadz w ciszy i niech to imie cie poruszy. Czasem powiedz w sobie „Jezus” i czekaj. To bedzie twoja mantra. W taki sposób rodzi sie prawdziwa mantra. Nikt nie moze dac ci mantry - ty sam musisz ja znalezc, to, co do ciebie przemawia, co cie porusza, co wywiera wielki wplyw na twa dusze. Jesli Jezus” - wspaniale. Czasami, gdy siedzisz w ciszy, tylko powtarzaj „Jezus” i czekaj i niech to imie wejdzie gleboko, glebiej do zakamarków twojego istnienia - niech wejdzie do samego rdzenia, i pozwól na to! Jesli zaczniesz tanczyc - dobrze. Jesli zaczniesz plakac - dobrze. Jesli zaczniesz smiac sie - dobrze. Cokolwiek z tego wyniknie, niech tak bedzie. Niech tak bedzie, nie przeszkadzaj temu, nie manipuluj. Pójdz za tym, a doznasz pierwszych przeblysków modlitwy i medytacji i pierwszych przeblysków Boga. Pierwsze promyki zaczynaja wnikac do ciemnej nocy twej duszy..." - OSHO "TECHNIKI MEDYTACYJNE - PORADNIK PRAKTYCZNY")

Nie wiem dlaczego akurat ta technika mi wtedy błysnęła,  z KK nie jestem związany, a wręcz przeciwnie uważam tę organizacje za równie destrukcyjną jak międzynarodowe korporacje oraz tzw światowe mocarstwa, natomiast uważam Jezusa za postać historyczną, która odegrała znaczącą rolę w rozwoju świadomości ludzkości. Nie posiadam autorytetów natomiast Jezus wraz z Siddhartha oraz Osho są postaciami które szanuję i uważam ich za wielkich myślicieli.

Wracając to zjazdu - zacząłem więc medytować w tym śnie, wrzuciłem mantrę jak wyżej w opisie, wciąż gdzieś w głowie słyszałem delikatną gotycką muzykę, ale wiedziałem, że coś się zmienia, coś się dzieje... Nagle usłyszałem jakby ktoś odpalił sycząco-szumiący silnik samolotu! Nie był to taki dźwięk, ale nie jestem w stanie go opisać, bo nie przypominam sobie abym coś podobnego kiedykolwiek słyszał. Ten dźwięk mnie po prostu zassał, piszczał, szumiał, zdominował wszystko, był jednym ciągiem jak jakaś rzeka, huczał - jedyny sposób w jaki to mogę opisać to wchodzenie Star Trek w nadświetlną :) tak to sobie wyobrażam.

O wow! mam w końcu to czego chciałem, zacząłem się przygotowywać jak to zazwyczaj to wyskoczenia/wytoczenia się poza ciało, ale tym razem było inaczej, nie mogłem nic zrobić, zostałem pochłonięty przez tę fale szumu, która gdzieś mnie ciągnęła. W pewnym momencie spośród ogłuszającego pisku wyłonił się mocny, stanowczy głos, jakby przekaz telepatyczny: "...Nikogo nie szukaj, nie Lataj, NIGDY!..."
To było mocne - później nazwałem to "huragan strachu", miał mnie zmieść psychicznie, zastraszyć i zdeptać mentalnie, bo oprócz przekazu słownego niósł ze sobą przekaz emocjonalny, jakąś manipulację żerującą na moich lękach. Poczułem taki powiew strachu, jakby ktoś dmuchnął na mnie i powiedział "bój się!" natomiast był to właśnie taki sztucznie wykreowany strach, zewnętrzny, taki nie mój... Wtedy poczułem jak ktoś mnie trzyma mocno za rękę, poczułem moc, ale to niezbyt trafne określenie, bo to kojarzy się z jakimiś energiami etc, ja po prostu poczułem "siłę skały", która nie walczy z "huraganem strachu", nie neguje go, po prostu TRWA w spokoju... więc trwałem, huragan huczał, ręka mnie trzymała, a ja trwałem i huragan zaczął cichnąć.
Uchwyt nadal czułem i zobaczyłem w głowie jak wizualizuje się ręka, która mnie trzyma. Pomyślałem, że to opiekun i pomoże mi wyjść z ciała. Postanowiłem, więc pójść za ciosem i wyskoczyć/wytoczyć się z ciała jak to już nie raz robiłem, ale... moc skały była niewzruszona na strach ale także na obe. Ani drgnąłem.
Pisk i szum ustał, ocknąłem się. Mocno ściskałem lewą dłoń moimi kolanami, "pomocna ręka" zniknęła.
Była 6.20 - byłem pełen energii, entuzjazmu, nie pamiętam kiedy miałem taką werwę o 6.20
Energia, siła, pewność siebie, otwartość - Jest MOC :)

Sunday 5 February 2012

Wyjście w 2012 rok

Rok 2012 już poważnie się rozpoczął, w końcu mamy luty, natomiast dla mnie to pierwsze wyjście w tym roku. Jak widać w blogu dawno nie pisałem, to też oznacza, że dawno nie wychodziłem. Dlaczego?
Tu chyba złapało mnie kilka powodów
1. męczę się wychodzeniem o 4-5 rano, nie mam pewności, że wyjdę, a dodatkowo pół nocy nie przespane, a rano trzeba się zmagać z twardą/ciężką rzeczywistością. A niestety w moim przypadku metoda 4+1 najlepiej się sprawdza
2. Lekko jestem zniechęcony doświadczeniami - takie sobie aktywności w OSPUO ( obszar stworzony przez umysł obserwatora ), lekko się kotwiczę w obszarze przycielesnym, jestem mocno narażony na "cofkę" i już mnie nie kręci latanie, chodzenie, zwiedzanie i obserwowanie jakiegoś matrixa wykreowanego przez moją wyobraźnię. Takie doświadczenia nie wnoszą nic do mojego życia, to doświadczenia porównywalne do samotnego wypicia piwa przed telewizorem, czyli ogólnie polski film - nic się nie dzieje...

Obecnie moim celem jest zastosowanie odpoweidnich technik aby wyrwać się z OSPUO, natomiast nie jest to dla mnie takie proste ze wzgledu, że po pierwsze łatwo mi nie przychodzi wyskakiwanie w OBE i nawet pobyt w OSPUO jest dość trudny do osiągnięcia, a po drugie potrzeba dużo czasu i zaangażowania.

Jeżeli chodzi o czas i zaangażowanie, to nie tylko z tego względu, że pochłonęła mnie rzeczywistość, ale też nie chcę się zamykać tylko na doświadczenia z OBE, raczej jestem typem poszukiwacza, który mocni się zpala do danej idei natomiast uważam, że jest jeszcze mnóstwo innych doswiadczeń o których trzeba pamiętać. Przez ostatnie miesiące sporo wiedzy (jeszcze nie praktycznej - rozważam to) zebrałem na temat psychodelików (psylocyciba - grzyby; oraz DMT - ayahuaska), pociąg mnie też ideologia medytacji zen. Aby trochę pogłebić temat trzeba poświęcić sporo czasu, poczytać, przemyśleć, podyskutować i jakoś wszystkie eleemtny zostają  na poziomie podstaw. No ale z drugiej strony - im mocniejsze i trwalsze filary tym solidniejsza budowla. To do mnie przemawia i na siłę nie będę sie spieszył, chociaż ego jak zawsze goni :)
 Może o grzybach i dmt w innym wpisie.

Wracając do doświadczenia OBE, w końcu się wziąłem i wyszedłem :)
Oczywiście od ostatniego wpisy podejmowałem próby wyjścia natomiast bez skuteczne, dopiero teraz znów się udało.

Wyjście metodą 4+1, modyfikowaną przeze mnie,  a mianowicie sen około 4,5h (tak aby były 3 fazy snu po 1,5h), przebudzenie budzikiem, chwila przebudzenia z otwartymi oczami (10min), relaksacja z zamknietymi i jedziemy. około 30min w pozycji na plecach - czułem że ciało jest na granicy snu, mózg zaczał wysyłać sygnały do ciała aby spr czy śpi (np. impulsy nerwowe do kończyn aby spr czy sie poruszają, czy już paraliż senny), ale po dwóch impulsach trochę sie pobudziłem i przewróciłem na bok i tu się już udało...

Na szczęście potrafię łapać już moment że jestem na granicy i warto się wytoczyć. Leżąc na boku, szybki energiczny obrót typu "obracająca się kłoda" wg Monroe i już leże na podłodze :) oczywiście astralem.

No i jestem we wspaniałym OSPUO, jak zawsze lekko przymglone, pół senne ale nawet wyraźne, zobaczyłem swoje ręce i zacząłem sie przemieszczać do innego pokoju, ogólnie w śpiącym domu nuda więc postanowiłem wyrwać się przez okno, oczywiście po kowbojsku - przez szybę, firanę etc wkońcu jestem w astralu i mogę wszystko, a jak! ;)
Ale przekozaczyłem :), firana mnie cofnęła jak guma, za słaba koncentracja, cofka do ciała, na szczęście nie poddałem sie i fru, kolejne szybkie wytoczenie zanim na dobre zakotwiczyłem się w ciele, tym razem wyjąłem "cięższą artylerię" - po wytoczeniu idę do pokoju z którego zazwyczaj wychodzę przez okno i balkon z budynku powtarzając mantrę "jestem tu i teraz", czuję że lepiej się zakotwiczyłem w astralu, jest wyraźniej, a nawet w pewnym monencie przez krótką chwilę zobaczyłem jakby księżyc w pełni przeświecał przez ścianę. Jak tę sytację zarejestrowałem, zgubiłem to, jescze trochę się pojawił, ale znikł..
ok do boju, tym razem czuję sie mocniejszy, tak jest, wyszedłem na balkon bez problemu, postanowiłem zeskoczyć na ulicę. Cholera, zaświtało mi w głowie, a co jak jestem w rzeczywistości, skoczę i się zabiję!!!
Nie, coś mi zaswitało, aby zrobić test rzeczywistości, ale chyba tego nie zrobiłem (?), tylko tweirdziłem, że jakoś rozmazana ta rzeczywistość wiec to astral na 100%, i skoczyłem ale z asekuracją. Chwyciłem sie rolety przeciw słonecznej, która zamieniła się w jakąś firanę-linę i łagodnie zeskoczyłem z 3 piętra na ulicę. Byłem zadowolony, że mi się udało - zacząłem śpiewać jakąś piosenkę, którą sam wymyśliłem, pomyślałem sobie, że i tak nie będę jej pamiętał w realu (no i nie pamiętam :)) ale było mi łatwiej dzięki niej (bardzo prosta piosenka, kilka słów, chyba zwbliżona do mantry jestem tu i teraz) się zakotwiczyć w astralu. Poruszając się miałem takie naturalne wrażenie, że idziemy razem! to znaczy że idziemy we dwójkę, tak jakby ja-ciałoastralne i ja wyższe-ja, byłem skoncentrowany na ja-ciało ale czasem miałem przebłyski, że patrzę na ja-ciałoastralne z innej perspektywy, takiej z boku ja-wyższe obserwujące. Było mi z tym dobrze i raczej o tym nie myślałem, myślę o tym teraz gdy przypominam sobie ten fragment.
Idziemy więc przez miasto - miasto, szerokie wybetonowane aleje, place, raczej sam beton bez zieleni, mijają mnie ludzie, a raczej zdaję sobie sprawę, że to wytwory mojej wyobraźni i stwierdzam, że nie ma sensu z nimi gadać. Natomiast jakoś niektórych zaczepiam niewerbalnie, odnoszą się do mnie raczej niechętnie, jakbym zakłócał im jakiś ich marsz oraz jakiś wewnętrzny proces myślowy, ci ludzie ockną się na chwilę i patrzą takim zdziwiony, niechętnym do pomocy wzrokiem i mówią mi bez głośnie "czego ty ode mnie chcesz człowieku, zajęty/a jestem wal się". Nie nawiązuję dialogu z nikim, trochę taka scena jak z matrixa, gdy wokół tłum ludzi mija Neo zajętych własnymi sprawami, tu akurat nie był takiego tłumu ale wrażenie to samo.
W pewnym momencie jednak spotkałem kogoś i wywiązał się dialog, ponieważ porozumieliśmy się, ze człowiek którego spotkałem też jest w OBE.
Tu chyba pojawiła sie najwazniejsza sprawa tego wyjścia - uświadomienie, czego oczekuję w tej chwili od OBE.
A czego oczekuję? Wyjścia z OSPUO!

Więc ta sprawa pojawiła się w dialogu szybkim jak błyskawica (raczej to była wymiana mentalna informacji) i człowiek powiedział, że mnie zaprowadzi, albo ja zaproponowałem, aby mnie gdzieś zaprowadził, bo sam sie tu nudzę. Ruszyłem za nim, a raczej za nimi, bo też miałem wrażenie, że tak jak ja on też jest we dwójkę :)
Szedłem więc za nim, widziałem jego plecy, tył głowy, ale strasznie człapał ten chłopak, szedł i szedł i chyba mnie jakoś to znudziło i wróciłem do ciała...

Chyba jeszcze sie wyturlałem ale jego już nie bylo, tylko mijali mnie albo wytwory mojej wyobraźni albo śpiący ludzie, których zaczepiając jakbym wyszarpywał z ich snów, jeszcze zobaczyłem swoje ciało śpiące w łóżku, w astralu spotkałem maszerującą i śpiącą żonę i córkę...
Obudziłem się, poleżałem chwilę aby przypomnieć sobie przygodę i móc ją rano zapisać, więc oto i ona.

Dalszym etapem moich poszukiwań będzie wyjście z ospuo.