Wednesday 17 December 2014

Restart OOBE

Coś mnie ruszyło i obudziłem się dziś nad ranem - po trzeciej. Byłem dość rześki więc postanowiłem wejść w oobe, ale bez mocnego nacisku - jeżeli się uda to super, jak nie to też nie będzie tragedii. Dawno tego nie robiłem, więc nie spodziewam się rewelacji.
Rozpocząłem od relaksacji ciała leżąc na plecach - najpierw stopy, idę w górę, podbrzusze, splot, serce, klatka, ręce, ramiona, plecy, twarz, głowa i pełen luz w głowie. Po kilkunastu minutach zaczęły dobijać się jakieś myśli, ale patrzę nadal w ciemność, zacząłem odczuwać pewne napięcie - czuję, że odpływam w sen ale jakieś wewnętrzne napięcie aż mnie wciska w łóżko. Po kilku próbach relaksacji stan wciskania minął, ale również stan senny odpłynął. Zaczynam od początku. Patrzę w ciemność pod powiekami, po pewnym czasie pojawiają się lekkie przedsenne hipnagogi, postanawiam przejść do mojej ulubionej pozycji na lewym boku. Na lewym boku, po kilku chwilach zapadam głębiej w relaksację, jeszcze głębiej, zaczyna się coś dziać bo słyszę dziwne dźwięki, piosenki etc które na pewno nie dochodzą do moich uszu z zewnątrz. Przysłuchuję się dźwiękom w moim lewym uchu, zastanawiam się, czy to już czas aby spróbować wyskoczyć z ciała. Waham się, bo jest trochę inaczej niż podczas poprzednich prób, brakuje mi pewnego etapu. Mimo wszystko postanawiam zebrać się i wyskoczyć z łóżka - najwyżej się przebudzę.
Hops, podrywam się, wstaję, stoję w nogach mojego łóżka - uświadamiam sobie, że zrobiłem to i jestem w obszarze przy cielesnym. Czuję ciężar na ramionach, jakbym trzymał na nich kołdrę którą byłem przykryty - zrzucam ją. Mam pełną świadomość, że jestem w oobe, zachowuję pełen spokój, żadnej ekscytacji i przechodzę do ćwiczeń: oglądam ręce, zacieram je, klepię się po udach aby jak najlepiej się zakotwiczyć. Nie mam oczekiwań, robię po prostu swoje. Po pierwszej serii ćwiczeń, przesuwam się - lewituje do salonu, staję przy oknie balkonowym. Ćwiczę, widzę, że mam na lewym nadgarstku kolorowe sznurkowe bransoletki, dziękuję więc Swarogowi za opiekę i następnie postanawiam wyjść na zewnątrz, otwieram drzwi balkonowe i wychodzę. Wiem, że jestem we śnie, super kontrola, więc przeskakuję barierkę i spadam z trzeciego piętra na ulicę. Czuję się świetnie, mam pełną kontrolę świadomości, koncentruję się na chwili obecnej i podziwiam matrix w którym jestem. Idę wolno ulicą, z klatki schodowej wychodzi dziecko około 4 letnie, pogodne i uśmiechnięte. Zatrzymuję się, przyglądam mu się i pytam jak ma na imię. Nie odpowiada. Na ulicy pojawia się kolejne dziecko, odwracam się do niego, chcę zagadnąć, ale "czarodziejsko" znika.
Idę więc dalej, trafiam na jakieś podwórko, widzę małego kota, przyglądam mu się. Podbiega do mnie, ja go łapię, odkładam blisko mnie i wpatruję się w jego oczy. Ma dziwne oczy, nie kocie, faktycznie to nie są podobne do jakichkolwiek oczu - brązowe kulki z czarnymi dziurkami. Uważam, że to jakaś makieta i przestaję się nim interesować. Wokół mnie przybywa zwierząt, są przyjazne. Odmykam lekko drzwi do wielkiej stodoły, koło nóg przeciskają się 2 lub trzy wyżły, które idą ze mną. Przechodzę przez stodołę i staję w szeroko otwartych wielkich drzwiach stodoły wychodzących gdzieś na łąki i pola. Pełen spokój.
Tu mnie chyba cofa do ciała, wpadam w płytki sen, z lekką świadomością odbijam ponownie do oobe. Stoję przy łóżku, podnoszę szklaną butelkę, oglądam ją dokładnie, podnoszę do ucha, stukam palcem i nasłuchuję odgłosów. Odgłosy przytłumione, niewyraźne, daleko im do rzeczywistości. Czuję, że faza się wypłyciła, po kilku nie zapamiętanych elementach wybudzam się.
Czuję się wypoczęty i zadowolony, zapadam w sen.