Saturday 13 April 2013

3 Smoki i szamańska walka

Tym razem "tylko" sen, ale jaki!
Swoją drogą przestałem jakoś gloryfikować doświadczenia oobe, uważam, że sny są również podobnym rodzajem doświadczenia i wiedzy.
Dziś sen był wspaniały, taki o jakich zawsze marzyłem, piękny, mistyczny, przygodowy a ja byłem w nim głównym bohaterem odgrywającym mesjańską rolę :)
Zaczęło się niewinnie ale wiedziałem, że coś się będzie działo.
Graliśmy w piłkę na jakimś "orliku" poza miastem gdzie przestrzenie były dzikie, naturalne - może taki klimat meksyku jak u Castaniedy.
W pewnym momencie zwróciłem uwagę na szamana indiańskiego który zaczął intonować pieśń otoczony kilkoma osobami. W tym momencie moja drużyna strzeliła bramkę (nie jestem pewien czy to ja czy ktoś z mojej drużyny strzelił) ale po bardzo krótkiej chwili radości, zauważyłem, że większość osób już nie interesuje się meczem, ale jest skierowana tam gdzie szaman i obserwuje horyzont.
Ja również się tam zwróciłem. Na horyzoncie zaczęły gromadzić się dziwne chmury, które zaczęły przekształcać się w postacie smoków (chude, długie chińskie smoki). Wiem, że powstały smoki z 3 różnych kolorów: na pewno fioletowego (bardzo często mi ostatnio towarzyszy ten kolor) oraz chyba żółtego i czerwonego (lub granatowego, nie bardzo pamiętam). Wiedziałem wtedy, że pieśń szamana jest pieśnią wspierającą mnie w walce ze smokami, walka była nie tyle w moim imieniu, co byłem przeznaczony jako obrońca wszystkich tam zgromadzonych. Spłynęła na mnie pewna szamańska moc, a szaman w dziwny sposób zerwał z okolic mojej lewej nerki jakąś energię, która zwisała jak kawałek niepotrzebnej szmatki. Szaman gdy to zrobił zauważyłem, że nie był to Indianin, ale zwykły europejczyk (Polak), który wykonywał tylko rytuał/pieśń w stylu indiańskim. Miał nalaną podłużną  twarz, długie włosy związane w koński ogon i po "zerwaniu szmatki" uśmiechnął się do mnie dziwnie, odczytałem to jako pewne zakłopotanie, jakby tej energii było trochę za dużo która spłynęła na mnie i musiał jakby zerwać ze mnie nadmiarowy kawałek, który wyciekł w okolicach mojej lewej nerki.
Poczułem, że jestem gotowy do konfrontacji ze smokiem. Zaczął się do mnie zbliżać fioletowy(!) smok. Moja świadomość senna chyba w pewien sposób sobie drwiła z tego, że to jest tylko fantazja mojego umysłu i że nic się nie wydarzy, bo to nie jest twarda rzeczywistość a jedynie projekcja. Wtedy wpadłem w pewien trans, zacząłem zaśpiewywać nie swoim głosem jakąś szamańską pieść i powoli moja świadomość zaczęła się przenosić w inny wymiar - wymiar w którym smok był realną postacią, a ja mogłem podjąć się konfrontacji z tym stworem. W nowej rzeczywistości - rzeczywistości fioletowego smoka, zwarliśmy się w walce, byłem świadomy, że nie ma już mojej świadomości na placu gdzie graliśmy w nogę, ale jestem w całkowicie nowym, alternatywnym miejscu, gdzie nie obowiązują już reguły jakie znam z fizycznego świata. Co było dalej trudno mi opisać i trudno to sobie przypomnieć, bo przekracza to moją barierę postrzegania i interpretacji, pamiętam wir kolorów, może jakichś symboli, coś jeszcze się działo, ale co, trudno powiedzieć.
Po pewnym czasie obudziłem się, to był wspaniały sen, sen jakich zawsze pragnąłem przez całe życie.
Na podsumowanie mogę tylko nadmienić, że od kilku dni kładę się do łóżka i wyrażam silną intencję, że chcę poznać moją duszę...