Saturday 13 April 2013

3 Smoki i szamańska walka

Tym razem "tylko" sen, ale jaki!
Swoją drogą przestałem jakoś gloryfikować doświadczenia oobe, uważam, że sny są również podobnym rodzajem doświadczenia i wiedzy.
Dziś sen był wspaniały, taki o jakich zawsze marzyłem, piękny, mistyczny, przygodowy a ja byłem w nim głównym bohaterem odgrywającym mesjańską rolę :)
Zaczęło się niewinnie ale wiedziałem, że coś się będzie działo.
Graliśmy w piłkę na jakimś "orliku" poza miastem gdzie przestrzenie były dzikie, naturalne - może taki klimat meksyku jak u Castaniedy.
W pewnym momencie zwróciłem uwagę na szamana indiańskiego który zaczął intonować pieśń otoczony kilkoma osobami. W tym momencie moja drużyna strzeliła bramkę (nie jestem pewien czy to ja czy ktoś z mojej drużyny strzelił) ale po bardzo krótkiej chwili radości, zauważyłem, że większość osób już nie interesuje się meczem, ale jest skierowana tam gdzie szaman i obserwuje horyzont.
Ja również się tam zwróciłem. Na horyzoncie zaczęły gromadzić się dziwne chmury, które zaczęły przekształcać się w postacie smoków (chude, długie chińskie smoki). Wiem, że powstały smoki z 3 różnych kolorów: na pewno fioletowego (bardzo często mi ostatnio towarzyszy ten kolor) oraz chyba żółtego i czerwonego (lub granatowego, nie bardzo pamiętam). Wiedziałem wtedy, że pieśń szamana jest pieśnią wspierającą mnie w walce ze smokami, walka była nie tyle w moim imieniu, co byłem przeznaczony jako obrońca wszystkich tam zgromadzonych. Spłynęła na mnie pewna szamańska moc, a szaman w dziwny sposób zerwał z okolic mojej lewej nerki jakąś energię, która zwisała jak kawałek niepotrzebnej szmatki. Szaman gdy to zrobił zauważyłem, że nie był to Indianin, ale zwykły europejczyk (Polak), który wykonywał tylko rytuał/pieśń w stylu indiańskim. Miał nalaną podłużną  twarz, długie włosy związane w koński ogon i po "zerwaniu szmatki" uśmiechnął się do mnie dziwnie, odczytałem to jako pewne zakłopotanie, jakby tej energii było trochę za dużo która spłynęła na mnie i musiał jakby zerwać ze mnie nadmiarowy kawałek, który wyciekł w okolicach mojej lewej nerki.
Poczułem, że jestem gotowy do konfrontacji ze smokiem. Zaczął się do mnie zbliżać fioletowy(!) smok. Moja świadomość senna chyba w pewien sposób sobie drwiła z tego, że to jest tylko fantazja mojego umysłu i że nic się nie wydarzy, bo to nie jest twarda rzeczywistość a jedynie projekcja. Wtedy wpadłem w pewien trans, zacząłem zaśpiewywać nie swoim głosem jakąś szamańską pieść i powoli moja świadomość zaczęła się przenosić w inny wymiar - wymiar w którym smok był realną postacią, a ja mogłem podjąć się konfrontacji z tym stworem. W nowej rzeczywistości - rzeczywistości fioletowego smoka, zwarliśmy się w walce, byłem świadomy, że nie ma już mojej świadomości na placu gdzie graliśmy w nogę, ale jestem w całkowicie nowym, alternatywnym miejscu, gdzie nie obowiązują już reguły jakie znam z fizycznego świata. Co było dalej trudno mi opisać i trudno to sobie przypomnieć, bo przekracza to moją barierę postrzegania i interpretacji, pamiętam wir kolorów, może jakichś symboli, coś jeszcze się działo, ale co, trudno powiedzieć.
Po pewnym czasie obudziłem się, to był wspaniały sen, sen jakich zawsze pragnąłem przez całe życie.
Na podsumowanie mogę tylko nadmienić, że od kilku dni kładę się do łóżka i wyrażam silną intencję, że chcę poznać moją duszę...

Sunday 17 March 2013

Czuły Opiekun

Dziwna sprawa, coś się zaczyna dziać pozytywnego, chyba poziom energetyczny mi się podnosi :)
Kilka dni temu miałem pierwszy raz taką ciekawą sytuację - samoistne wyjście w OOBE i to przed północą.
Ale zacznę od początku...
Położyłem się do łóżka dość wcześnie, około 22:30, chciałem spokojnie przespać noc, bo wcześnie rano wybierałem sie w podróż, więc nie miałem żadnych planów zwiazanych z OOBE.
Powoli odpływałem w sen, bez intensywnych myśli, ale pozostawałem świadomy. W pewnym momencie poczułem wibracje, bardzo się zdziwiłem, bo byłem świadomy, wcześniej nie było hipnagogów i było to po położeniu się do łóżka co jest bardzo trudnym zadaniem aby uzyskać ten stan. Tak czy inaczej nie dałem się ponieść emocjom i spokojnie pozwoliłem temu spontanicznemu oobe płynąć. W pewnym momencie poczułem jak moja lewa ręka unosi się w górę niemal pionowo praktycznie bez udziału mięśni. Wtedy wiedziałem, że zaczynam wychodzić, byłem przekonany, że moja ręka uniesiona jest w górę, ale posiadałem na tyle świadomości, że wiedziałem, ze jestem mocno nakryty, a rękę mam schowaną pod kołdrą, więc nie było fizycznej możliwości aby unieść rękę tak wysoko.
Postanowiłem, że nie będę się wysilał i stosował swojej procedury na wyjście, ale pozostanę w stanie relaksacji i zobaczę co się wydarzy.
Po chwili poczułem drugą falę wibracji, wtedy poczułem obecność istoty, coś zaczęło mnie delikatnie i z uczuciem głaskać po głowie, po plecach i ramieniu. Było to przyjemne uczucie, byłem spokojny i zadowolony, natomiast było to na tyle niespotykane i spontaniczne wydarzenie, że trochę się spłoszyłem i wróciłem do "siebie". Po powrocie do ciała, z którego praktycznie nie wychodziłem, ale jestem pewien, że odczuwałem ciałem astralnym ułożonym w ciele fizycznym, byłem wypoczęty i pełen energii, nie chciało mi się spać i upłynęło sporo czasu zanim zasnąłem

Ostatnio nie mam potrzeby na wychodzenie w oobe, gdyż uważam, że nie jest mi to obecnie potrzebne do rozwoju, ale po tym spontanicznym wyjściu, rozważę chociał wyjście raz na tydzień lub dwa tygodnie.

Monday 25 February 2013

Moje interpretacje

Zauważyłem, że przekaz który może być dla mnie istotny może być pomijany i brakuje mi kontynuacji moich przygód w OOBE.
Uważam, że najważniejszy przekaz kryje się w symbolice, ciągłości przekazu, w rozplątywaniu pewnych wątków, w zagłębianiu się w nie. Zauważyłem, że brakuje mi inspiracji w oobe z tego powodu, że nie próbuję rozwijac tego co już się wydażyło, a jest w co się zagłębiać, będą to moje inspiracje na kolejne sesje.
Można powiedzieć, że rozpoczynam nowy rozdział w eksploracjach - rozpoczynam interpretacje

Eksploracja "Kopalni"
Dziś zajmę się moją interpretacją kopalni i przy najbliższej okazji będę chciał się dostroić do tej lokalizacji ponownie, aby zagłębić się w szczegóły i ekplorować nie odkryte tereny.

Co więc takiego wydażyło się w kopalni? Dlaczego się tam znalazłem? W czym ma mi to pomóc?
Hmmm... Zanim się zagłebię w jakimś pseudo psychologicznym ględzeniu, czuję, że najprostrzym rozwiazaniem jest zająć się lokacją, w kórej nikogo nie widziałem. W przygodzie szedłem, tam skąd inni wracali - widocznie nie byli zadowoleni z tego co tam się znajdowało, więc po co tam zmierzać i zawracać - szkoda życia. Trzeba skoczyć tam gdzie tam skąd nikt nie wraca! Śmiała teza :) może oznaczać to zarówno to, że nie chcą wracać jak też to że nie mogą...
A była taka możliwość ale dałem się odegnać, poddałem się zastraszeniu. Piszę tu o lokalizacji z której wyjeżdżał pociąg towarowy i zmierzał tam skąd przyszedłem.
Dlaczego pojawił się tam pociąg towarowy, co miał oznaczać?
Co takiego jest transportowane z tej lokalizacji i to w tak ogromnych ilościach (wielkie wagony towarowe)?
Dlaczego ta lokalizacja była strzeżona i zostałem stamtąd odgoniony?
Jak się przygotować do eksploracji tej lokacji?
1. Dostrojenie do kopalni - sugestia przed wyjściem, naprowadzenie na szczegóły lokalizacji
2. Tory kolejowe z północy na wschód - świadome poszukiwanie tego naprowadzacza w lokalizacji
3. Strażnicy na półce skalnej - praca emocjonalna, kilka wersji przełamania aby znaleźć skuteczne rozwiązanie do przełamania strażników i poradzenia sobie w lokacji:
- walka magiczna: wykorzystanie mocy, gdy strażnicy przystąpią do ataku czyli ścieżka wojownika
- akceptacja i spokój: nie akceptowanie konsekwencji ze świata fizycznego, nie angażowanie się w relacje
- uczycia: emanacja pozytywnymi emocjami, rozpuszczenie swojego strachu i agresji strażników miłością

Ok wszystko super, tylko po pierwsze moje wyjścia OOBE są dość jałowe w uczucia. Pamiętam tylko jedno wyjście w którym miałem bardzo wyraźne i intensywne uczucia (złota energia i rozbudzanie kundalini?), reszta jest dość stłumiona - nawet strach jak się pojawia jest taki inny, mdły, bardziej wyuczony niż świeżo stworzone uczucie. Hmmm, nad tym trzeba popracować, ale wiem jedno że trzecia technika raczej nie dla mnie.
Myślę, że podejdę tu spokojem, taką "pustką" emocjonalną do konfrontacji  - ze spokojem obserwatora.

Ok, czy coś jeszcze oznaczała dla mnie ta przygoda w kopalni?

Spotkanie z towarzyszem - to było coś nowego. Jego sugestia, jako odpoweidź na moją chęć, co oznaczała? Czy faktycznie to zależy od mojej woli i tylko miałem za mało "mocy"/determinacji aby tego dokonać, czy może mnie podpuszczał aby udowodnić, że są pewne lokacje rządzące się swoimi prawami i na pewnym poziomie świadomosci/mocy tego nie przeskoczę. Hmmm, to trochę łączy się jedno z drugim. Tak, ogólnie mogę wszystko ale muszę osiągnąć pewien poziom świadomościowo/emocjonalno/duchowo/energetyczny aby pewnych rzeczy dokonywać. Ale co to oznacza ten poziom, czy to tylko chęć/świadomość/determinacja może wiedza, może pewne poczucie/uczucie?

PS. Kiedyś już latałem w OOBE ale w innej lokalizacji, więc wiedziałem, że jest to w moim zasięgu, a jednak nie udało mi się tego dokonać w kopalni/jaskini.

Co z tą ziemią w której zacząłem grzebać?
Gdy zrezygnowałem z latania - poddałem się, przeskoczyłem na inną aktywność dość szybko, jakby naturalnie.
Nie miałem determinacji aby za wszelką cenę polecieć ale aby zmienić lokalizację!
Celem nie było latanie ale zmiana lokalizacji, więc zająłem się żywiołem, który posiadał w tamtej lokalizacji maksymalną siłę! Ziemia!
Wow, to jest niezły wątek - we własnym domu JA sam mam największą moc (moja świadomość, eter), więc zmieniłem lokalizację skupiając się na sobie, w kopalni rządzi ZIEMIA, więc angażując się w nią zmieniłem lokalizację! Jest to jakiś trop :)

Patrząc z perspektywy jawy, to co sobie często zarzucam w poza, że jestem za mało uważny np. nie wiem co mam na sobie, rzadko skupiam się na szczegółach, trudno jest mi rozbudzić w poza taką uważność.

Stawiam, więc przed sobą zadanie na kolejne wyjście OOBE - skupienie na szczegółach i rozbudzenie w sobie pozytywnych uczuć: odwaga, miłość, szacunek.





Saturday 16 February 2013

Jaskinia, pieśń, pasożyt i czereśnie

Opiszę dzisiejsze wyjście, wczoraj również udało mi się wyskoczyć ale było płytkie i się rozmyło, dziś za to było ciekawie i mocno symbolicznie.
Jak wcześniej pisałem chciałem nieco zmienić sposób wyskoczenia z ciała. Tak też zacząłem postępować w moich wyjściach. Dziś 4+1 (pobudka bez budzika tylko programowana sugestia na pobudkę o okreslonej godzinie, 2 dzień z rzędu sukces), leżę standardowo na boku, dochodzę do wibracji, słyszę dźwięk grzechotki talerzykowej, próbuję wyjścia przez uniesienie się nad ciałem, unoszę się wirując jak tornado - oczywiście chodzi o rodzaj ruchu, bo siła jest dość delikatna i subtelna. Wyszedłem, cały czas towarzyszy mi dźwięk wspomnianej grzechotki, po wyjściu nasila się, sprawdzam dostrojenie, dostaję inspirację aby dostroić się w nowy sposób, zaczynam śpiewać w jakimś szamańskim/ludowym stylu dostosowując się do rytmu grzechotki. Czuję, że dostrojenie się poprawia, zaczynam tańczyć/podskakiwać wokół łóżka, jakbym odprawiał jakiś rytuał wokół ognisko - sprawia mi to dużą frajdę, czuję jak mnie to w pewien sposób "uwalnia". Pokój jest wypełniony delikatnym żółtym światłem/poświatą jakby wschodzącego słońca. Śpiewając spoglądam w duże lustro które wisi na filarze obok łóżka (w rzeczywistości nie mam lustra w sypialni) - widzę swoją twarz i postać bardzo wyraźnie, co mnie pozytywnie zaskakuje, bo ostatnio w podobnych sytuacjach byłem mocno zamglony lub nie widziałem siebie wcale. Przesuwa mnie....

1. Jestem w olbrzymiej grocie, może kopalni (największe sale w Wieliczce w stosunku do tego to pryszcz :) ) jakiś podziemny rozległy teren pod kopułą ze skały (chyba :)) Idę przez chwilę przed siebie, rozglądając się po kopalni, już wiem, że jestem z towarzyszem-obseratorem, jeszcze go nie widzę ale czuję. Po chwili mijam ludzi, którzy poruszają się w przeciwnym kierunku, ja idę od lewej strony do prawej (jakby obserwując na ekranie zdarzeń). Poruszam się po półce skalne/ziemnej nieco wyżej, ludzie idą półką skalną nieco niżej (może 3-4metry niżej, taki układ tarasowy). Postanawiam zaczepić samotnego człowieka zmierzającego w przeciwnym niż ja kierunku. Mężczyzna o urodzie ormiańsko-gruzińskiej, krótkie czarne włosy, wołam do niego. Człowiek nie reaguje, rozgląda się ale jakby w swoim "filmie" czegoś szuka, chyba jakiegoś wyjścia. Puszczam do niego nawet mechaniczny samolocik-zabawkę z jakąś piosenką-melodyjką aby zwrócić jego uwagę. Początkowo wydaje mi się, że przez chwilę zwraca na niego uwagę, ale zaraz się rozprasza i samolocik wraca do mnie. Człowiek pada na kolana, rozgląda się, wstaje i idzie dalej. Postanawiam także ruszyć dalej nie zrażając się nieudanym kontaktem.
Widzę przed sobą w różnych częściach jaskini ciemne tunele. Pierwszy tunel-grota po prawej stronie - wyjeżdża z niego pociąg towarowy i jedzie w kierunku z którego przyszedłem, postanawiam wejść do tej groty. Przy  grocie stoją na wyższej półce skalnej jacyś osobnicy - ubrani w czarne uniformy w czarnych kaskach zakrywających cała głowę wraz z twarzą. Najbliższy osobnik odwraca się w moim kierunku widzę, że trzyma ciężki pistolet maszynowy i niebezpiecznie mierzy do mnie, potrząsając bronią. Odczytuję to jako nieprzyjazne znaki i podnoszę ręce w górę na znak że się wycofuję i nie mam złych zamiarów. Powoli wycofuję się i rezygnuję z eksploracji tej lokalizacji.
Napływa do mnie refleksja - czego ja tak właściwie tutaj szukam? Skoro mijam ludzi którzy podążają w przeciwnym kierunku to znaczy, że nie znaleźli tam gdzie ja idę nic ciekawego, bo by stamtąd się nie ruszali, więc co ja chcę tam znaleźć. Jestem teraz tylko ja oraz towarzysz-obserwator. Myślę sobie, że jestem tylko w swoim wytworze umysłu - to taka jaskinia umysłu z której w każdej chwili mogę wyjść, wylecieć jeżeli tylko chcę. Towarzysz mój przesyła mi informację, abym wyleciał stąd skoro chcę. Chcę zmienić tę lokalizację, wzlecieć ale nie mam mocy nie udaje mi się mi nić zmienić. Ogarnia mnie jakaś frustracja, mówię do mojego towarzysza aby się ode mnie odwalił, zostawił mnie nie potrzebuję jego szyderczych rad - wkurzam się na niego. Pierwszy raz patrzę - postrzegam postać mojego towarzysza - jest dość wysoki, ubrany na czarno ale z włosami ciemny blond taki typ intelektualno-artystyczny jak aktor Mirosław Baka.
Ze złości, swojej bezsilności mimo, że chcę zmienić lokalizacje, a skoro nie udało mi się poprzez wzlot ponad skały, to zaczynam rękoma kopać w glebie, jestem przekonany, że w ten sposób również mogę przenieść się w inne miejsce. Przesuwa mnie...

2. Jestem w ogrodzie - coś podobnego do ogrodów działkowych. Bardzo ładna lokalizacja, przyjemna pogoda, słońce. Tym razem jestem w towarzystwie kilku/kilkunastu młodych osób. Czuję, że jest ze mną chyba ten sam "towarzysz-obserwator baka". Wiem, że te osoby są ze mną w pewien sposób powiązane - może mają podobne poglądy, może to jakaś moja rodzina, znajomi, może moje inne karmiczne aspekty spotkane w jednej lokacji. Mam potrzebę coś im przekazać - zaczynam śpiewać piosenkę. Trochę się wstydzę swojej nieporadności w zakresie formy pieśni - śpiewam, że mimo, że piosenka jest utrzymana w stylu disco polo to przekaz jest bardzo ważny, śpiewam o życiu które jest mimo wszystko największą wartością którą mamy i możemy na nią wpływać, przezywać i doświadczać i jest to absolutnie ważne.

3. Chyba mnie zaczęło ściągać do ciała, ale postanowiłem się odbić i walczę dalej.
Jestem w swoim łóżku, czuję, że mam jakiegoś "osobnika" na plecach. Jest to moja mała córka, pytam dlaczego na mnie pasożytuje pozbawiając mnie energii. Ona nie odpowiada tylko się uśmiecha. Do sypialni wchodzi jakby bliźniaczka mojej córki. Zwracam się do tej "pasożytującej" - spójrz to jest moja córka, jej twarz jest jasna i świetlista (tak mówię, ale z obserwacji wcale twarz "bliźniaczki" nie jest błyszcząca i promieniująca raczej jasna, trochę blada, ale czysta).
Postanawiam pozbyć się "pasożyta", łapię córko-pasożyta i wynoszę za okno, strząsam ją z ręki, ląduje piętro niżej u sąsiadów na balkonie. Postanawiam ją zabrać stamtąd, schylam się po nią, łapię i zrzucam na ulicę. Spada na brezentowy dach jakiegoś auta - patrzę się na to - jej twarz promieniuje jakąś filetowym światłem.
Z obecnej perspektywy wygląda to dość makabrycznie, natomiast w moim doświadczeniu w poza byłem zadowolony, że pozbyłem się tego pasożyta. Zastanawiałem się czy nie oczyścić się jeszcze z innych pasożytniczych energii, ale stwierdziłem, że mogę już nie mieć wystarczająco energii na kolejną operację.
Podczas tej aktywności towarzyszył mi towarzysz-obserwator ale tym razem "towarzysz-obserwator żona".

Po tej aktywności przeniosło mnie ponownie do ogrodu - podążam ścieżką w bujnie zarośniętym sadzie. Jest ze mną chyba jakiś nowy towarzysz-obserwator taki Senior. Zrywam z drzewa czereśnię, jest średniej wielkości, słodka, ale mało soczysta, taka bardziej w stylu rodzynki, za bardzo nie nadaje się normalnej konsumpcji. Idę dalej, zrywam czereśnię z innego drzewa, jest wielka, słodka i soczysta. Tak - to pyszna czereśnia deserowa - stwierdzam, jestem bardzo zadowolony. Dostaję przekaz od "towarzysza-obserwatora seniora" który mówi mi mniej więcej, że każda czereśnia ma swoje przeznaczenie i nie zależy to od własnych preferencji i spełnia w jakiś sposób swoją funkcję, jeżeli nie wobec mojej potrzeby nie oznacza to że jest zła. To chyba taki przekaz o subiektywnym ziemskim pojęciu dobra i zła.
Zastanawiam się tylko na koniec czy ten symboliczny przekaz dotyczył mojego ostatniego doświadczenia, czy wszystkich spotkań podczas mojego dzisiejszego wyjścia?

Wednesday 30 January 2013

3 Doświadczenia w OOBE

Dziś mi się ciężko spało, oj ciężko.
Wieczorem strzeliłem sobie technikę na LD i nie mogłem zasnąć przez 1,5h :)
Jakoś drzemałem i drzemałem z kilkoma przebudzeniami, ale nic się nie działo.
Przed 5 rano musiałem wstać, toaleta,  napiłem się i wróciłem do łóżka. Stwierdziłem, że strzelę sobie jeszcze raz technikę na LD. Strzeliłem sobie i znowu nie mogłem zasnąć, zdecydowałem, że może OOBE się uda. Przebudzałem się przez 30min i zacząłem relaksacje. Relaksacja elegancko, śmigam do Focus10 i sobie leżę, przypominając sobie od czasu do czasu mantrując "Jestem świadomy".
Na wyjście ustaliłem sobie pytanie "Kim Jestem?"
Po 30 min. (wiem ile minęło bo sąsiedzi mają zegar który wybija godziny :) ) dryfowania w relaksacji na plecach przeszedłem do mojej pozycji do wyjścia - lewy bok.
Leżę wygodnie, coraz bardziej się zapadam, czuję, że już jestem w hipnagogach.
Tu przeżywam moje pierwsze (1) ciekawe doświadczenie.
Mam pełną świadomość, że to doświadczenie przed senne, mentalne. Stoję w łazience (nie mojej) i przeglądam się w lustrze, czuję się jakbym był dobrze skuty alkoholowo, po niezłej flaszce. Przeglądam się w lustrze, przymrużone oczy, zamulone alkoholem, kołyszę się na nogach. Co najciekawsze wiem, mam świadomość, że to tylko doświadczenie mentalne, że jestem w takim przedsionku snu, a moja śiwadomość pozwala mi to odczuwać. W pewnym momencie w łazience tyłem do mnie pojawia się postać dziewczyny w białej koszuli nocnej, ciemnych, długich włosach, stoi odwrócona do mnie plecami - jak jakaś mara senna, wtedy moja świadomość mnie wyprowadza z łazienki/przedsionka i czuję, że już wystarczy tego doświadczenia, jakby mnie ktoś za rękę wyprowadzał (takiego zapijaczonego :)) Odzyskuję standardową świadomość i wiem, że wchodzę w fazę wyjścia do OOBE.
Leżę chwilę w ciemności i zaraz zaczynają się wibracje, dość delikatne, o dziwo dziś nie słyszę muzyczki.
Po chwili wibracje się kończą, wiem, że jestem na granicy mentalno-astralnej, ale nie jestem czy już powinienem wyskakiwać, bo wibracje jakieś delikatne były ale mam wrażenie jakbym tak lekko się unosił. Nie tracę więc czasu i roluję się z łóżka. Dziś znów strasznie gumiasto i to od samego początku, ale udało się i wyszedłem.
No dobra co ja mam tu do zrobienia? Sprawdzam dostrojenie, dość słabe, oglądam dłonie - jest ok, wyglądają normalnie (dziś mają 5 palców :)) są koloru "mglisto lekko błyszcząco szarego". Liczę nawet sobie palce u obu rąk, ok wszystko się zgadza, ale dostrojenie pozostawia wiele do życzenia, może to przez zbyt szybkie wyjście? Nie wiem, następnym razem muszę chyba inaczej wyskoczyć. Jestem w pozycji przykucniętej, wołam opiekuna, MTJ-ta. Wołam mentalnie, tak jak normalnie woła się w myślach, a za chwilę staram się i wołam tak jak na jawie zwyczajnie krzycząc. Jest wyraźniej i jakoś tak bardziej doniosle ale i tak wiem, że to wrażenie znacznie różni się od tego na jawie. Wołam jeszcze ze dwa razy "Kim Jestem!?".
Nagle przechodzi mi przez świadomość, czy się tego nie boję? Mam co do tego pewne wątpliwości i tu pojawia się drugie (2) doświadczenie. Słyszę jak mi się wydaje niemiły bulgoczący można by nazwać demoniczny dźwięk/głos. Mam lekkiego pietra i jest to nieprzyjemne, natomiast uświadamiam sobie, że skoro jestem w świecie wyobraźni to jest to tylko moja kreacja. Moja pewność wzrasta a niewyraźny bulgoczący dźwięk wykształca się w coś bardziej mi znanego - to jakaś indiańska/szamańska pieśń, może wiersz śpiewnie opowiadany. Niestety nie rozumiem ni w ząb języka i odpuszczam ten szczegół. Zauważam, że w wyciągniętych przed siebie dłoniach na palcach wskazującym i środkowym obu rąk (trzymam je jak czarkę z wodą) pojawiło się białe, może z lekką poświatą niebieskiego, światło - taki płomyk, ale taki który również oświetla od wewnątrz (!) moje palce. Tu pojawia się moje trzecie (3) doświadczenie. Dumny z tego jak wcześniej udało mi się przekształcić nieprzyjemny dźwięk w coś bardziej zrozumiałego postanawiam rozjarzyć światło do większych rozmiarów, postanawiam zrobić to siłą woli. Wyrażam taką wolę i dmucham na moje dłonie tak jak się dmucha w żar ogniska aby wzniecić ogień. Chuch....
Poleciało dmuchnięcie aż miło, ale co to? Nic się nie wydarzyło! Kurcze czuję się rozczarowany, nie udało mi się, jak to? :)
Nie miałem sposobności popracować więcej ze światłem, bo mnie coś z fizyka zaczęło wybudzać i skończyła się zabawa.
Podsumowując, doświadczenie (2), to muszę jeszcze bardziej otworzyć się na doświadczenie, które mnie spotyka w OOBE, te nieprzyjemne również, aby nie dać się zdominować przez strach, ale wykazać się nieanalizującym dualistycznie zrozumieniem, wtedy świadomość szuka bardziej adekwatnego wyrazu na przekaz aby był on zrozumiany przez mój rozum.
Co do doświadczenia (3) to chyba dużo pracy przede mną jeżeli chodzi o modyfikację moich snów wg mojej woli i może nie czas aby wszystko zmieniać, a raczej trzeba iść w kierunku zrozumienia.

Friday 25 January 2013

Dom i Domownicy

Zebrałem się w końcu do wyjścia, z nowym rokiem, nowym krokiem.
Ostatnio ustawiałem sobie budzik aby wyjść w systemie 4+1, ale jakoś nerwowo spałem i budziłem się kilka razy przed budzikiem, co powodowało, że ostatecznie go wyłączałem i rezygnowałem z wyjść.
Tym razem obudziłem się elegancko po ponad 4,5h snu bez budzika i byłem dość wyspany. Taka sposobność to naturalny głos aby wyjść. Tak też zrobiłem.
Najpierw wybudzenie - najlepiej na mnie działa 4,5h+0,5h, więc 30 min wybudzenia, potem relaksacja, na boku. Było ok, niestety po około 30min. musiałem się lekko poprawić, ale jak się poprawiłem czułem że jestem na dobrej drodze...
I tak też było, po chwili czułem, że się zbliżam, pojawiały się hipnagogi, przebiłem się przez nie i zaczęła się sączyć w dali muzyczka, jak sobie ją uświadomiłem wiedziałem, że czas się powoli zbierać. Nastąpiły wibracje, poczułem tylko przez chwilę, że to nie jest przyjemne doświadczenie i nie chciałbym w czymś takim zastygnąć na wieki. Gdy wibracje złagodniały wiedziałem, że wszedłem poza dostrojenie materialne i pora wyskoczyć z ciała. Najbardziej lubię na okrętkę tak jak kłoda w wartkim strumieniu. Tak też postąpiłem, pół obrotu poszło żwawo natomiast kolejne o dziwo jakieś "zaklejone" było. Przetoczyłem ostatnie pół obrotu jakbym naciągał kauczukową linę. Wyszedłem na podłogę, ale musiałem wyjmować powoli członki ciała bo ugrzęzły w gumie. Gdy już się uporałem z nogami i byłem wolny zacząłem proces dostrojenia - spojrzałem na moje dłonie...
Oj widzę, że fazunia słabiutka, dłonie mizerne jak jak szare mydło, jakieś 3 palczaste - ogólnie słabo. Wprowadziłem parę ćwiczeń: pocieranie rąk o podłogę - zrobiło się lepiej, natępnie oklepywanie dłońmi ud. Faza lepsza ale nadal dość średnia. Postanowiłem jednak, że to pierwsze wyjście od dłuższego czasu wiec nie będę marnował energi na walkę o dostrojenie, czas coś doświadczyć.
Zmieniłem trochę strategię zabawy w poza, bo poprzednie razy to wychodziłem i biegłem, leciałem, skakałem jak dzikus spuszczony ze smyczy, chciałem polecieć gdzieś jak najdalej, teraz chcę doświadczać bardziej szczegółowo każdego elementu który mnie otacza, bo nie ma sensu nigdzie biec i lecieć, bo wszystko się wydarza tam gdzie jesteś, więc postanowiłem zrezygnować z "pseudo dalekich" wycieczek i skupić się na otoczeniu.
 Stanąłem przy łóżku i przyglądam się śpiącej żonie - zacząłem ją wołać, hej obudź się, obudź! Nie reaguje, więc siłą woli ściagam z niej jej astralną kołdrę. Przebudziła się i usiadła.
Kim ty jesteś? - pytam ją
- Jestem twoim opiekunem (lub określenie o podobnym sensie)
Trochę się zdziwiłem, ale wbrew pozorom nie aż tak bardzo.
- Powiedz mi coś w świetle miłości - zwróciłm się do niej.
- Zmiany są spowodowane YZXYZ - odpowiedziała, ale nie zrozumiałem ostatniego słowa
- Powtórz, bo nie rozumiem
- Zmiany są spowodowane YZXYZ - odpowiada.
Nadal nie rozumiem. Ja zwracam się do niej jakby w sposób zwerbalizowany, ale ona odpowiada mi jakby szeptem w moim uchu. Podchdzę do niej i mówię aby mi to powiedziała na drugie ucho bo szepcząc mi do tego (chyba lewego, ale straciłem orientację) nic nie rozumiem.
- Po...... (czuję jak słowa zamierają mi w gardle a usta zarastają jak podczas przesłuchania Neo w matrixie)
staram się przekazać słowa myślami. Jakoś poczło ale czuję, że dziś nie rozwinę bardziej tej umiejętności. Przytulam się więc - jest przyjemnie.
Idę do salonu. Za sofą chichocząc bawi się w chowanego moja córka. Łapię ją i się śmiejemy, przytulam ją i mówię, że to z miłości - energia jest wybitnie przyjemna  i piękna. Gdy spoglądam na korytarz widzę moją córkę jak teściowe ją ubierają i przygotowują do wyjścia z domu, a jednocześnie siedzi ona ze mną na sofie. Ciekawe zjawisko. Idę na korytarz przyglądam się temu.

Tak na marginesie, wcześniej już będąc w sypialni zaobserwowałem zjawisko, że przestrzeń jest wypełniona wszelkimi "bytami" tylko sposób dostrojenia izoluje mnie od nich jak jakaś kurtyna z folii, natomiast mam świadomość, że eter jest wypełniony wrzawą wszystkiego.

Będąc już w korytarzu mam wrażenie, że mamy gości, ktoś się do nas do domu wszedł z tej całej otaczającej mnie astralnej wrzawy. Ale nie przeszkadza mi to.
O jest lusto na korytarzu - strasznie mnie intrygują te lustra, mam jeszcze z nimi niedokończoną hsitorię, ale jeszcze nie jestem na to gotowy brakuje mi energi aby się przez nie przebić.
Podchodzę do lustra, wiem że obok mnie jest gość, który się dziwnie do mnie "szczerzy"(taki dziwny, sztuczny uśmiech, nie widzę tego, ale raczej to czuję). Spogladam do lustra i nie widzę siebie, później widze jakąś szarą mgłę w rozlanym kształcie człowieka, ale już wiem, że nic z tego nie będzie.
Wtedy czuję, jak "gość" zaczyna mnie obmacywać - Przytulmy się, tak miło, oj tak - zaczyna mnie głaskać, ale robi to w pewien nachalny sposób, jakby zrywając ze mnie energię, tak jakby mnie parzył tym dotykiem. Nie jest to przyjemne! Wyrażam akt woli, że nie życzę sobie takiego dotyku, ma spadać.
Wtedy zaczynam analizować, czy to jakiś mój wewnętrzny strach i obawa spowodowała, że gość tak zareagował, czy też byt sam w ten sposób zadziałał i wywołał we mnie taką reakcję.
Jestem na skraju wyjścia do ciała, waham się czy walczyć o fazę czy wrócić do ciała. Podejmuję decyzje, że wracam.
I wóciłem. Jestem w dobrym nastroju, spradzam zegarek - nie było mnie może z 10min.
Podsumowując - faza bardzo płytka, ale i tak dość dobra jak na moje fazy po dłuższej nieobecności. Do następnego!