Thursday 24 September 2015

Otacza mnie muzyka...

Budzę się o 3:30 więc korzystam z okazji. Czuję, że jestem pozytywnie naładowany, sporo energii, odwaga i chęć. Po wypiciu szklanki wody kładę się i przygotowuję do OOBE.
Nieregularne praktykowanie oobe raczej nie sprzyja podróżą po nawii, człowiek mocno zakotwicza się w materialnym świecie, ciężkim i twardym, brakuje więc luzu i ulotności.
Tym razem jednak czułem się świetnie i wierzyłem, że wyjdę. Przed całkowitym wyjściem długo przebywałem między światami, umysł mocno był przykuty do jawy. To co ciekawe, to często przed wyjście słyszę muzykę, taką zwykłą, popową z radia. I tym razem było tak samo. Pierwszy kawałek znałem, drugi którego słuchałem był mi całkowicie nieznany. Prowadziłem ze sobą wewnętrzny dialog, czy to muzyka w mojej głowie, czy faktycznie gdzieś za ścianą o 4 rano ktoś puszcza tak głośno radio lub rozpoczęła się jakaś imprezę - muzyka była idealnie realna, skupiałem się na każdym dźwięku, aby mieć pewność, że ją na pewno, realnie słyszę. Była idealnie realna - jednak czułem wewnętrznie, że to tylko w mojej głowie i nikt inny jej nie słyszy. Wtedy postanowiłem wstać z łóżka. Z pewnym wysiłkiem wyskoczyłem - byłem w poza. Rozejrzałem się po pokoju - czułem, że jestem w swojej sypialni, ale pojawiły się tam elementy, które były nieznane. Moje łóżko spowijała szara, gęsta mgła jak dym która przykrywała wszelkie kształty, za mną na wysokości kolan było okno lub kominek, przez które wpadało światło/ogień (ciemno żółte - coś miedzy światłem słonecznym, a blaskiem ognia w kominku).
Nawykowo zacząłem od moich rąk - tym razem wyjątkowo gdy na nie spojrzałem ukazała mi się tylko energia z której po bardzo krótkiej chwili koncentracji stworzyłem ręce. Zacząłem dotykać pobliskie przedmioty, aby się ugruntować. Stworzyłem matriks i byłem w oobe...
Próbowałem zaspokoić swoje potrzeby z ciała fizycznego - bolała mnie fizycznie głowa i chciałem usunąć ten ból w oobe. Postanowiłem również, że spróbuję zawołać przez oobe moją córke aby to zapamiętała, więc byłem obok niej i ją wołałem - niestety rankiem gdy ją zapytałem nie pamiętała tego.
Dość szybko mnie cofnęło i myślę, że to sprawa praktyki. Natomiast coraz bardziej się utwierdzam w przekonaniu, że ugruntowanie się w sferze przy cielesnej, to dość prymitywna technika, która blokuje dostęp do bardziej eterycznych światów i doświadczeń - to dość nudna sfera ćwiczeń i orientacji w przestrzeni, jak sztuczny plan treningowy w matriksie. Nie daje mi to wiele - brak wpływu na świat fizyczny - nie udało mi się uzyskać ani żadnej telepatii, bilokacji etc zawsze zwiedzam jakieś kartonowe plany, osoby/zwierzęta są mało interaktywne, sztuczni, bez głębi. Myślę, że to moje oobe to do tej pory to był plan ćwiczeniowy, który opuszczę gdy uzyskam większą niewzruszoność i moc ducha. Swoją drogą, do tej  pory gdy myślałem że mogę spotkać w oobe w bardzo realnym dostrojeniu nie człeko podobną osobowość to byłem przerażony, ale czuję, że nadchodzi już ten czas wejścia na dalszy etap...

Wednesday 17 December 2014

Restart OOBE

Coś mnie ruszyło i obudziłem się dziś nad ranem - po trzeciej. Byłem dość rześki więc postanowiłem wejść w oobe, ale bez mocnego nacisku - jeżeli się uda to super, jak nie to też nie będzie tragedii. Dawno tego nie robiłem, więc nie spodziewam się rewelacji.
Rozpocząłem od relaksacji ciała leżąc na plecach - najpierw stopy, idę w górę, podbrzusze, splot, serce, klatka, ręce, ramiona, plecy, twarz, głowa i pełen luz w głowie. Po kilkunastu minutach zaczęły dobijać się jakieś myśli, ale patrzę nadal w ciemność, zacząłem odczuwać pewne napięcie - czuję, że odpływam w sen ale jakieś wewnętrzne napięcie aż mnie wciska w łóżko. Po kilku próbach relaksacji stan wciskania minął, ale również stan senny odpłynął. Zaczynam od początku. Patrzę w ciemność pod powiekami, po pewnym czasie pojawiają się lekkie przedsenne hipnagogi, postanawiam przejść do mojej ulubionej pozycji na lewym boku. Na lewym boku, po kilku chwilach zapadam głębiej w relaksację, jeszcze głębiej, zaczyna się coś dziać bo słyszę dziwne dźwięki, piosenki etc które na pewno nie dochodzą do moich uszu z zewnątrz. Przysłuchuję się dźwiękom w moim lewym uchu, zastanawiam się, czy to już czas aby spróbować wyskoczyć z ciała. Waham się, bo jest trochę inaczej niż podczas poprzednich prób, brakuje mi pewnego etapu. Mimo wszystko postanawiam zebrać się i wyskoczyć z łóżka - najwyżej się przebudzę.
Hops, podrywam się, wstaję, stoję w nogach mojego łóżka - uświadamiam sobie, że zrobiłem to i jestem w obszarze przy cielesnym. Czuję ciężar na ramionach, jakbym trzymał na nich kołdrę którą byłem przykryty - zrzucam ją. Mam pełną świadomość, że jestem w oobe, zachowuję pełen spokój, żadnej ekscytacji i przechodzę do ćwiczeń: oglądam ręce, zacieram je, klepię się po udach aby jak najlepiej się zakotwiczyć. Nie mam oczekiwań, robię po prostu swoje. Po pierwszej serii ćwiczeń, przesuwam się - lewituje do salonu, staję przy oknie balkonowym. Ćwiczę, widzę, że mam na lewym nadgarstku kolorowe sznurkowe bransoletki, dziękuję więc Swarogowi za opiekę i następnie postanawiam wyjść na zewnątrz, otwieram drzwi balkonowe i wychodzę. Wiem, że jestem we śnie, super kontrola, więc przeskakuję barierkę i spadam z trzeciego piętra na ulicę. Czuję się świetnie, mam pełną kontrolę świadomości, koncentruję się na chwili obecnej i podziwiam matrix w którym jestem. Idę wolno ulicą, z klatki schodowej wychodzi dziecko około 4 letnie, pogodne i uśmiechnięte. Zatrzymuję się, przyglądam mu się i pytam jak ma na imię. Nie odpowiada. Na ulicy pojawia się kolejne dziecko, odwracam się do niego, chcę zagadnąć, ale "czarodziejsko" znika.
Idę więc dalej, trafiam na jakieś podwórko, widzę małego kota, przyglądam mu się. Podbiega do mnie, ja go łapię, odkładam blisko mnie i wpatruję się w jego oczy. Ma dziwne oczy, nie kocie, faktycznie to nie są podobne do jakichkolwiek oczu - brązowe kulki z czarnymi dziurkami. Uważam, że to jakaś makieta i przestaję się nim interesować. Wokół mnie przybywa zwierząt, są przyjazne. Odmykam lekko drzwi do wielkiej stodoły, koło nóg przeciskają się 2 lub trzy wyżły, które idą ze mną. Przechodzę przez stodołę i staję w szeroko otwartych wielkich drzwiach stodoły wychodzących gdzieś na łąki i pola. Pełen spokój.
Tu mnie chyba cofa do ciała, wpadam w płytki sen, z lekką świadomością odbijam ponownie do oobe. Stoję przy łóżku, podnoszę szklaną butelkę, oglądam ją dokładnie, podnoszę do ucha, stukam palcem i nasłuchuję odgłosów. Odgłosy przytłumione, niewyraźne, daleko im do rzeczywistości. Czuję, że faza się wypłyciła, po kilku nie zapamiętanych elementach wybudzam się.
Czuję się wypoczęty i zadowolony, zapadam w sen.

Thursday 6 March 2014

Pobudka w starym domu

Dziś miałem sen w którym wreszcie udało mi się uświadomić sobie, że jestem we śnie. Natomiast mimo wszystko było to uświadominie, niejako formalne, oznacza to że powiedziałem, że wiem, że śnię, natomiast z obecnej jawnej perspektywy uważam, że mimo tej deklaracji, nie miałem pełenej świadomości snu i czym jest nie sen. To tak jak na jawie mogę powiedzieć, że moje życie to tylko sen, natomiast brakuje mi tej świadomości co jest po przebudzeniu, co nie jest snem. W oobe, odczuwałęm świadomość 2 strony w sposób bardziej konkretny, w tym śnie tylko jako deklarację bez pełnej świadomości, pewnie  trzeba będzie nad tym popracować.
Podczas tego snu byłem już chyba w dość płytkiej fazie, sen był nad ranem i uświadamiając sobie, że śnię nieomal się budziłem.
O czym był mój dzisiejszy? To jakby powrót do korzeni, do moich przodków – rodziców, babci (nie żyjącej), i do gromadzenia przez nich zapasów. Byłem w pierwszym domu w którym mieszkałem w dzieciństwie, a reaczej stałem przed domem. Pamiętam bardzo silne uczucie tęsknoty, płakałem z tęsknoty gdy zobaczyłem w oknie wewnątrz domu krzątającą się moją babcie. Wiedziałem, że ona już nie żyje i to tylko jej duch, wsponienie, nie zauważała mnie, ale ja nie miałem bodźca aby popędzić do niej, coś mnie powstrzymywało, ale to nie był strach, raczej pewne poczucie pozostawienia rzeczy swojemu biegowi, nie ingerowania, wtrącania się w pewien naturalny ład. Zajrzałem do szopy która była przybudowana obok domu – w szopie była naturalna toaleta z szambem oraz składzik na węgiel, drewno etc. Szambo w toalecie było pełne – pomyślałem sobie :“no tak, babci nie ma i nie miał się kto tym zająć.“ Rozejrzałem się się dalej po szopie i zobaczyłem spory stosik węgla tak około tony, a obok tyleż samo soli kamiennej w wielkich (jak kurze jaja) różowych kryształach. Zastanawiałem się po co babci taki zapas soli w takich wielkich kryształach wyglądających jak kwarc różowy. Później jeszcze spotkałem moich rodziców w jakimś magazynku. Najpierw ojciec prezentował mi wielką beczę z benzyną/olejem opałowym, zapytałem się czy to do ogrzewania, a on razem z moją matka zaczeli zaprzeczać, że to tylko od czasu do czasu aby przepalić i było trochę prądu, jakoś tak dziwnie chaotycznie tłumaczyli jakby chcieli coś ukryć. Stwierdziłęm w myślach, że ta beczka to raczej za dużo na takie doraźne „włączanie prądu“, dodatkowo w magazynku zauważyłem kilka takich wielkich beczek, jak się spodziewałem z podobną zawartością. Następnie matka prowadziła mnie do domu, ja stałem na podwóżu i dziwiłem się, że wyrosły tu bananowce i jakieś figowce, jak one przeżyły zimę. Matka coś mi wytłumaczyła jak to byłoby oczywiste, ale ja nie mogłem się nadziwić. Szliśmy dalej, minąłem drzewo z dziwnie zaminiętymi gałęziami w koronie, jak jakiś warkocz na głowie dziewczyny, matka mi odpowiedziała jak nazywa się to drzewo, tonem podobnym jak z bananowcami – przypominającym mi oczywistość którą powinienem wiedzieć. Znalazłem się na podwórku obok szopy i wejścia do domu, ale nie wszedłem...
Dalej już chyba zacząłem wychodzić ze snu. Wrócę tylko do momentu w którym uświadamiałem sobie, że jestem we śnie.

Miałem dziwne testy, łapałem się za boki i pasek i u mówiłem, że jestem we śnie – i co z tego J, głęboko oddychałem i tu niespodzianka! Pojawiała się moją jawna świadomość, zacząłem słyszeć swoje chrapanie, senny oddech, ale to powodowało, że się prawie budziłem i byłem w płytkiej fazie sennej. Ciekawe to było, jestem zadowolony, że powoli pojawia mi się przebłysk świadomości poza sennej w moim śnie, lecz to wciąż tylko przebłysk i raczej sugestia, że jest coś poza snem niż pełna świadomość snu i jawy.

Saturday 13 April 2013

3 Smoki i szamańska walka

Tym razem "tylko" sen, ale jaki!
Swoją drogą przestałem jakoś gloryfikować doświadczenia oobe, uważam, że sny są również podobnym rodzajem doświadczenia i wiedzy.
Dziś sen był wspaniały, taki o jakich zawsze marzyłem, piękny, mistyczny, przygodowy a ja byłem w nim głównym bohaterem odgrywającym mesjańską rolę :)
Zaczęło się niewinnie ale wiedziałem, że coś się będzie działo.
Graliśmy w piłkę na jakimś "orliku" poza miastem gdzie przestrzenie były dzikie, naturalne - może taki klimat meksyku jak u Castaniedy.
W pewnym momencie zwróciłem uwagę na szamana indiańskiego który zaczął intonować pieśń otoczony kilkoma osobami. W tym momencie moja drużyna strzeliła bramkę (nie jestem pewien czy to ja czy ktoś z mojej drużyny strzelił) ale po bardzo krótkiej chwili radości, zauważyłem, że większość osób już nie interesuje się meczem, ale jest skierowana tam gdzie szaman i obserwuje horyzont.
Ja również się tam zwróciłem. Na horyzoncie zaczęły gromadzić się dziwne chmury, które zaczęły przekształcać się w postacie smoków (chude, długie chińskie smoki). Wiem, że powstały smoki z 3 różnych kolorów: na pewno fioletowego (bardzo często mi ostatnio towarzyszy ten kolor) oraz chyba żółtego i czerwonego (lub granatowego, nie bardzo pamiętam). Wiedziałem wtedy, że pieśń szamana jest pieśnią wspierającą mnie w walce ze smokami, walka była nie tyle w moim imieniu, co byłem przeznaczony jako obrońca wszystkich tam zgromadzonych. Spłynęła na mnie pewna szamańska moc, a szaman w dziwny sposób zerwał z okolic mojej lewej nerki jakąś energię, która zwisała jak kawałek niepotrzebnej szmatki. Szaman gdy to zrobił zauważyłem, że nie był to Indianin, ale zwykły europejczyk (Polak), który wykonywał tylko rytuał/pieśń w stylu indiańskim. Miał nalaną podłużną  twarz, długie włosy związane w koński ogon i po "zerwaniu szmatki" uśmiechnął się do mnie dziwnie, odczytałem to jako pewne zakłopotanie, jakby tej energii było trochę za dużo która spłynęła na mnie i musiał jakby zerwać ze mnie nadmiarowy kawałek, który wyciekł w okolicach mojej lewej nerki.
Poczułem, że jestem gotowy do konfrontacji ze smokiem. Zaczął się do mnie zbliżać fioletowy(!) smok. Moja świadomość senna chyba w pewien sposób sobie drwiła z tego, że to jest tylko fantazja mojego umysłu i że nic się nie wydarzy, bo to nie jest twarda rzeczywistość a jedynie projekcja. Wtedy wpadłem w pewien trans, zacząłem zaśpiewywać nie swoim głosem jakąś szamańską pieść i powoli moja świadomość zaczęła się przenosić w inny wymiar - wymiar w którym smok był realną postacią, a ja mogłem podjąć się konfrontacji z tym stworem. W nowej rzeczywistości - rzeczywistości fioletowego smoka, zwarliśmy się w walce, byłem świadomy, że nie ma już mojej świadomości na placu gdzie graliśmy w nogę, ale jestem w całkowicie nowym, alternatywnym miejscu, gdzie nie obowiązują już reguły jakie znam z fizycznego świata. Co było dalej trudno mi opisać i trudno to sobie przypomnieć, bo przekracza to moją barierę postrzegania i interpretacji, pamiętam wir kolorów, może jakichś symboli, coś jeszcze się działo, ale co, trudno powiedzieć.
Po pewnym czasie obudziłem się, to był wspaniały sen, sen jakich zawsze pragnąłem przez całe życie.
Na podsumowanie mogę tylko nadmienić, że od kilku dni kładę się do łóżka i wyrażam silną intencję, że chcę poznać moją duszę...

Sunday 17 March 2013

Czuły Opiekun

Dziwna sprawa, coś się zaczyna dziać pozytywnego, chyba poziom energetyczny mi się podnosi :)
Kilka dni temu miałem pierwszy raz taką ciekawą sytuację - samoistne wyjście w OOBE i to przed północą.
Ale zacznę od początku...
Położyłem się do łóżka dość wcześnie, około 22:30, chciałem spokojnie przespać noc, bo wcześnie rano wybierałem sie w podróż, więc nie miałem żadnych planów zwiazanych z OOBE.
Powoli odpływałem w sen, bez intensywnych myśli, ale pozostawałem świadomy. W pewnym momencie poczułem wibracje, bardzo się zdziwiłem, bo byłem świadomy, wcześniej nie było hipnagogów i było to po położeniu się do łóżka co jest bardzo trudnym zadaniem aby uzyskać ten stan. Tak czy inaczej nie dałem się ponieść emocjom i spokojnie pozwoliłem temu spontanicznemu oobe płynąć. W pewnym momencie poczułem jak moja lewa ręka unosi się w górę niemal pionowo praktycznie bez udziału mięśni. Wtedy wiedziałem, że zaczynam wychodzić, byłem przekonany, że moja ręka uniesiona jest w górę, ale posiadałem na tyle świadomości, że wiedziałem, ze jestem mocno nakryty, a rękę mam schowaną pod kołdrą, więc nie było fizycznej możliwości aby unieść rękę tak wysoko.
Postanowiłem, że nie będę się wysilał i stosował swojej procedury na wyjście, ale pozostanę w stanie relaksacji i zobaczę co się wydarzy.
Po chwili poczułem drugą falę wibracji, wtedy poczułem obecność istoty, coś zaczęło mnie delikatnie i z uczuciem głaskać po głowie, po plecach i ramieniu. Było to przyjemne uczucie, byłem spokojny i zadowolony, natomiast było to na tyle niespotykane i spontaniczne wydarzenie, że trochę się spłoszyłem i wróciłem do "siebie". Po powrocie do ciała, z którego praktycznie nie wychodziłem, ale jestem pewien, że odczuwałem ciałem astralnym ułożonym w ciele fizycznym, byłem wypoczęty i pełen energii, nie chciało mi się spać i upłynęło sporo czasu zanim zasnąłem

Ostatnio nie mam potrzeby na wychodzenie w oobe, gdyż uważam, że nie jest mi to obecnie potrzebne do rozwoju, ale po tym spontanicznym wyjściu, rozważę chociał wyjście raz na tydzień lub dwa tygodnie.

Monday 25 February 2013

Moje interpretacje

Zauważyłem, że przekaz który może być dla mnie istotny może być pomijany i brakuje mi kontynuacji moich przygód w OOBE.
Uważam, że najważniejszy przekaz kryje się w symbolice, ciągłości przekazu, w rozplątywaniu pewnych wątków, w zagłębianiu się w nie. Zauważyłem, że brakuje mi inspiracji w oobe z tego powodu, że nie próbuję rozwijac tego co już się wydażyło, a jest w co się zagłębiać, będą to moje inspiracje na kolejne sesje.
Można powiedzieć, że rozpoczynam nowy rozdział w eksploracjach - rozpoczynam interpretacje

Eksploracja "Kopalni"
Dziś zajmę się moją interpretacją kopalni i przy najbliższej okazji będę chciał się dostroić do tej lokalizacji ponownie, aby zagłębić się w szczegóły i ekplorować nie odkryte tereny.

Co więc takiego wydażyło się w kopalni? Dlaczego się tam znalazłem? W czym ma mi to pomóc?
Hmmm... Zanim się zagłebię w jakimś pseudo psychologicznym ględzeniu, czuję, że najprostrzym rozwiazaniem jest zająć się lokacją, w kórej nikogo nie widziałem. W przygodzie szedłem, tam skąd inni wracali - widocznie nie byli zadowoleni z tego co tam się znajdowało, więc po co tam zmierzać i zawracać - szkoda życia. Trzeba skoczyć tam gdzie tam skąd nikt nie wraca! Śmiała teza :) może oznaczać to zarówno to, że nie chcą wracać jak też to że nie mogą...
A była taka możliwość ale dałem się odegnać, poddałem się zastraszeniu. Piszę tu o lokalizacji z której wyjeżdżał pociąg towarowy i zmierzał tam skąd przyszedłem.
Dlaczego pojawił się tam pociąg towarowy, co miał oznaczać?
Co takiego jest transportowane z tej lokalizacji i to w tak ogromnych ilościach (wielkie wagony towarowe)?
Dlaczego ta lokalizacja była strzeżona i zostałem stamtąd odgoniony?
Jak się przygotować do eksploracji tej lokacji?
1. Dostrojenie do kopalni - sugestia przed wyjściem, naprowadzenie na szczegóły lokalizacji
2. Tory kolejowe z północy na wschód - świadome poszukiwanie tego naprowadzacza w lokalizacji
3. Strażnicy na półce skalnej - praca emocjonalna, kilka wersji przełamania aby znaleźć skuteczne rozwiązanie do przełamania strażników i poradzenia sobie w lokacji:
- walka magiczna: wykorzystanie mocy, gdy strażnicy przystąpią do ataku czyli ścieżka wojownika
- akceptacja i spokój: nie akceptowanie konsekwencji ze świata fizycznego, nie angażowanie się w relacje
- uczycia: emanacja pozytywnymi emocjami, rozpuszczenie swojego strachu i agresji strażników miłością

Ok wszystko super, tylko po pierwsze moje wyjścia OOBE są dość jałowe w uczucia. Pamiętam tylko jedno wyjście w którym miałem bardzo wyraźne i intensywne uczucia (złota energia i rozbudzanie kundalini?), reszta jest dość stłumiona - nawet strach jak się pojawia jest taki inny, mdły, bardziej wyuczony niż świeżo stworzone uczucie. Hmmm, nad tym trzeba popracować, ale wiem jedno że trzecia technika raczej nie dla mnie.
Myślę, że podejdę tu spokojem, taką "pustką" emocjonalną do konfrontacji  - ze spokojem obserwatora.

Ok, czy coś jeszcze oznaczała dla mnie ta przygoda w kopalni?

Spotkanie z towarzyszem - to było coś nowego. Jego sugestia, jako odpoweidź na moją chęć, co oznaczała? Czy faktycznie to zależy od mojej woli i tylko miałem za mało "mocy"/determinacji aby tego dokonać, czy może mnie podpuszczał aby udowodnić, że są pewne lokacje rządzące się swoimi prawami i na pewnym poziomie świadomosci/mocy tego nie przeskoczę. Hmmm, to trochę łączy się jedno z drugim. Tak, ogólnie mogę wszystko ale muszę osiągnąć pewien poziom świadomościowo/emocjonalno/duchowo/energetyczny aby pewnych rzeczy dokonywać. Ale co to oznacza ten poziom, czy to tylko chęć/świadomość/determinacja może wiedza, może pewne poczucie/uczucie?

PS. Kiedyś już latałem w OOBE ale w innej lokalizacji, więc wiedziałem, że jest to w moim zasięgu, a jednak nie udało mi się tego dokonać w kopalni/jaskini.

Co z tą ziemią w której zacząłem grzebać?
Gdy zrezygnowałem z latania - poddałem się, przeskoczyłem na inną aktywność dość szybko, jakby naturalnie.
Nie miałem determinacji aby za wszelką cenę polecieć ale aby zmienić lokalizację!
Celem nie było latanie ale zmiana lokalizacji, więc zająłem się żywiołem, który posiadał w tamtej lokalizacji maksymalną siłę! Ziemia!
Wow, to jest niezły wątek - we własnym domu JA sam mam największą moc (moja świadomość, eter), więc zmieniłem lokalizację skupiając się na sobie, w kopalni rządzi ZIEMIA, więc angażując się w nią zmieniłem lokalizację! Jest to jakiś trop :)

Patrząc z perspektywy jawy, to co sobie często zarzucam w poza, że jestem za mało uważny np. nie wiem co mam na sobie, rzadko skupiam się na szczegółach, trudno jest mi rozbudzić w poza taką uważność.

Stawiam, więc przed sobą zadanie na kolejne wyjście OOBE - skupienie na szczegółach i rozbudzenie w sobie pozytywnych uczuć: odwaga, miłość, szacunek.





Saturday 16 February 2013

Jaskinia, pieśń, pasożyt i czereśnie

Opiszę dzisiejsze wyjście, wczoraj również udało mi się wyskoczyć ale było płytkie i się rozmyło, dziś za to było ciekawie i mocno symbolicznie.
Jak wcześniej pisałem chciałem nieco zmienić sposób wyskoczenia z ciała. Tak też zacząłem postępować w moich wyjściach. Dziś 4+1 (pobudka bez budzika tylko programowana sugestia na pobudkę o okreslonej godzinie, 2 dzień z rzędu sukces), leżę standardowo na boku, dochodzę do wibracji, słyszę dźwięk grzechotki talerzykowej, próbuję wyjścia przez uniesienie się nad ciałem, unoszę się wirując jak tornado - oczywiście chodzi o rodzaj ruchu, bo siła jest dość delikatna i subtelna. Wyszedłem, cały czas towarzyszy mi dźwięk wspomnianej grzechotki, po wyjściu nasila się, sprawdzam dostrojenie, dostaję inspirację aby dostroić się w nowy sposób, zaczynam śpiewać w jakimś szamańskim/ludowym stylu dostosowując się do rytmu grzechotki. Czuję, że dostrojenie się poprawia, zaczynam tańczyć/podskakiwać wokół łóżka, jakbym odprawiał jakiś rytuał wokół ognisko - sprawia mi to dużą frajdę, czuję jak mnie to w pewien sposób "uwalnia". Pokój jest wypełniony delikatnym żółtym światłem/poświatą jakby wschodzącego słońca. Śpiewając spoglądam w duże lustro które wisi na filarze obok łóżka (w rzeczywistości nie mam lustra w sypialni) - widzę swoją twarz i postać bardzo wyraźnie, co mnie pozytywnie zaskakuje, bo ostatnio w podobnych sytuacjach byłem mocno zamglony lub nie widziałem siebie wcale. Przesuwa mnie....

1. Jestem w olbrzymiej grocie, może kopalni (największe sale w Wieliczce w stosunku do tego to pryszcz :) ) jakiś podziemny rozległy teren pod kopułą ze skały (chyba :)) Idę przez chwilę przed siebie, rozglądając się po kopalni, już wiem, że jestem z towarzyszem-obseratorem, jeszcze go nie widzę ale czuję. Po chwili mijam ludzi, którzy poruszają się w przeciwnym kierunku, ja idę od lewej strony do prawej (jakby obserwując na ekranie zdarzeń). Poruszam się po półce skalne/ziemnej nieco wyżej, ludzie idą półką skalną nieco niżej (może 3-4metry niżej, taki układ tarasowy). Postanawiam zaczepić samotnego człowieka zmierzającego w przeciwnym niż ja kierunku. Mężczyzna o urodzie ormiańsko-gruzińskiej, krótkie czarne włosy, wołam do niego. Człowiek nie reaguje, rozgląda się ale jakby w swoim "filmie" czegoś szuka, chyba jakiegoś wyjścia. Puszczam do niego nawet mechaniczny samolocik-zabawkę z jakąś piosenką-melodyjką aby zwrócić jego uwagę. Początkowo wydaje mi się, że przez chwilę zwraca na niego uwagę, ale zaraz się rozprasza i samolocik wraca do mnie. Człowiek pada na kolana, rozgląda się, wstaje i idzie dalej. Postanawiam także ruszyć dalej nie zrażając się nieudanym kontaktem.
Widzę przed sobą w różnych częściach jaskini ciemne tunele. Pierwszy tunel-grota po prawej stronie - wyjeżdża z niego pociąg towarowy i jedzie w kierunku z którego przyszedłem, postanawiam wejść do tej groty. Przy  grocie stoją na wyższej półce skalnej jacyś osobnicy - ubrani w czarne uniformy w czarnych kaskach zakrywających cała głowę wraz z twarzą. Najbliższy osobnik odwraca się w moim kierunku widzę, że trzyma ciężki pistolet maszynowy i niebezpiecznie mierzy do mnie, potrząsając bronią. Odczytuję to jako nieprzyjazne znaki i podnoszę ręce w górę na znak że się wycofuję i nie mam złych zamiarów. Powoli wycofuję się i rezygnuję z eksploracji tej lokalizacji.
Napływa do mnie refleksja - czego ja tak właściwie tutaj szukam? Skoro mijam ludzi którzy podążają w przeciwnym kierunku to znaczy, że nie znaleźli tam gdzie ja idę nic ciekawego, bo by stamtąd się nie ruszali, więc co ja chcę tam znaleźć. Jestem teraz tylko ja oraz towarzysz-obserwator. Myślę sobie, że jestem tylko w swoim wytworze umysłu - to taka jaskinia umysłu z której w każdej chwili mogę wyjść, wylecieć jeżeli tylko chcę. Towarzysz mój przesyła mi informację, abym wyleciał stąd skoro chcę. Chcę zmienić tę lokalizację, wzlecieć ale nie mam mocy nie udaje mi się mi nić zmienić. Ogarnia mnie jakaś frustracja, mówię do mojego towarzysza aby się ode mnie odwalił, zostawił mnie nie potrzebuję jego szyderczych rad - wkurzam się na niego. Pierwszy raz patrzę - postrzegam postać mojego towarzysza - jest dość wysoki, ubrany na czarno ale z włosami ciemny blond taki typ intelektualno-artystyczny jak aktor Mirosław Baka.
Ze złości, swojej bezsilności mimo, że chcę zmienić lokalizacje, a skoro nie udało mi się poprzez wzlot ponad skały, to zaczynam rękoma kopać w glebie, jestem przekonany, że w ten sposób również mogę przenieść się w inne miejsce. Przesuwa mnie...

2. Jestem w ogrodzie - coś podobnego do ogrodów działkowych. Bardzo ładna lokalizacja, przyjemna pogoda, słońce. Tym razem jestem w towarzystwie kilku/kilkunastu młodych osób. Czuję, że jest ze mną chyba ten sam "towarzysz-obserwator baka". Wiem, że te osoby są ze mną w pewien sposób powiązane - może mają podobne poglądy, może to jakaś moja rodzina, znajomi, może moje inne karmiczne aspekty spotkane w jednej lokacji. Mam potrzebę coś im przekazać - zaczynam śpiewać piosenkę. Trochę się wstydzę swojej nieporadności w zakresie formy pieśni - śpiewam, że mimo, że piosenka jest utrzymana w stylu disco polo to przekaz jest bardzo ważny, śpiewam o życiu które jest mimo wszystko największą wartością którą mamy i możemy na nią wpływać, przezywać i doświadczać i jest to absolutnie ważne.

3. Chyba mnie zaczęło ściągać do ciała, ale postanowiłem się odbić i walczę dalej.
Jestem w swoim łóżku, czuję, że mam jakiegoś "osobnika" na plecach. Jest to moja mała córka, pytam dlaczego na mnie pasożytuje pozbawiając mnie energii. Ona nie odpowiada tylko się uśmiecha. Do sypialni wchodzi jakby bliźniaczka mojej córki. Zwracam się do tej "pasożytującej" - spójrz to jest moja córka, jej twarz jest jasna i świetlista (tak mówię, ale z obserwacji wcale twarz "bliźniaczki" nie jest błyszcząca i promieniująca raczej jasna, trochę blada, ale czysta).
Postanawiam pozbyć się "pasożyta", łapię córko-pasożyta i wynoszę za okno, strząsam ją z ręki, ląduje piętro niżej u sąsiadów na balkonie. Postanawiam ją zabrać stamtąd, schylam się po nią, łapię i zrzucam na ulicę. Spada na brezentowy dach jakiegoś auta - patrzę się na to - jej twarz promieniuje jakąś filetowym światłem.
Z obecnej perspektywy wygląda to dość makabrycznie, natomiast w moim doświadczeniu w poza byłem zadowolony, że pozbyłem się tego pasożyta. Zastanawiałem się czy nie oczyścić się jeszcze z innych pasożytniczych energii, ale stwierdziłem, że mogę już nie mieć wystarczająco energii na kolejną operację.
Podczas tej aktywności towarzyszył mi towarzysz-obserwator ale tym razem "towarzysz-obserwator żona".

Po tej aktywności przeniosło mnie ponownie do ogrodu - podążam ścieżką w bujnie zarośniętym sadzie. Jest ze mną chyba jakiś nowy towarzysz-obserwator taki Senior. Zrywam z drzewa czereśnię, jest średniej wielkości, słodka, ale mało soczysta, taka bardziej w stylu rodzynki, za bardzo nie nadaje się normalnej konsumpcji. Idę dalej, zrywam czereśnię z innego drzewa, jest wielka, słodka i soczysta. Tak - to pyszna czereśnia deserowa - stwierdzam, jestem bardzo zadowolony. Dostaję przekaz od "towarzysza-obserwatora seniora" który mówi mi mniej więcej, że każda czereśnia ma swoje przeznaczenie i nie zależy to od własnych preferencji i spełnia w jakiś sposób swoją funkcję, jeżeli nie wobec mojej potrzeby nie oznacza to że jest zła. To chyba taki przekaz o subiektywnym ziemskim pojęciu dobra i zła.
Zastanawiam się tylko na koniec czy ten symboliczny przekaz dotyczył mojego ostatniego doświadczenia, czy wszystkich spotkań podczas mojego dzisiejszego wyjścia?