Saturday 16 February 2013

Jaskinia, pieśń, pasożyt i czereśnie

Opiszę dzisiejsze wyjście, wczoraj również udało mi się wyskoczyć ale było płytkie i się rozmyło, dziś za to było ciekawie i mocno symbolicznie.
Jak wcześniej pisałem chciałem nieco zmienić sposób wyskoczenia z ciała. Tak też zacząłem postępować w moich wyjściach. Dziś 4+1 (pobudka bez budzika tylko programowana sugestia na pobudkę o okreslonej godzinie, 2 dzień z rzędu sukces), leżę standardowo na boku, dochodzę do wibracji, słyszę dźwięk grzechotki talerzykowej, próbuję wyjścia przez uniesienie się nad ciałem, unoszę się wirując jak tornado - oczywiście chodzi o rodzaj ruchu, bo siła jest dość delikatna i subtelna. Wyszedłem, cały czas towarzyszy mi dźwięk wspomnianej grzechotki, po wyjściu nasila się, sprawdzam dostrojenie, dostaję inspirację aby dostroić się w nowy sposób, zaczynam śpiewać w jakimś szamańskim/ludowym stylu dostosowując się do rytmu grzechotki. Czuję, że dostrojenie się poprawia, zaczynam tańczyć/podskakiwać wokół łóżka, jakbym odprawiał jakiś rytuał wokół ognisko - sprawia mi to dużą frajdę, czuję jak mnie to w pewien sposób "uwalnia". Pokój jest wypełniony delikatnym żółtym światłem/poświatą jakby wschodzącego słońca. Śpiewając spoglądam w duże lustro które wisi na filarze obok łóżka (w rzeczywistości nie mam lustra w sypialni) - widzę swoją twarz i postać bardzo wyraźnie, co mnie pozytywnie zaskakuje, bo ostatnio w podobnych sytuacjach byłem mocno zamglony lub nie widziałem siebie wcale. Przesuwa mnie....

1. Jestem w olbrzymiej grocie, może kopalni (największe sale w Wieliczce w stosunku do tego to pryszcz :) ) jakiś podziemny rozległy teren pod kopułą ze skały (chyba :)) Idę przez chwilę przed siebie, rozglądając się po kopalni, już wiem, że jestem z towarzyszem-obseratorem, jeszcze go nie widzę ale czuję. Po chwili mijam ludzi, którzy poruszają się w przeciwnym kierunku, ja idę od lewej strony do prawej (jakby obserwując na ekranie zdarzeń). Poruszam się po półce skalne/ziemnej nieco wyżej, ludzie idą półką skalną nieco niżej (może 3-4metry niżej, taki układ tarasowy). Postanawiam zaczepić samotnego człowieka zmierzającego w przeciwnym niż ja kierunku. Mężczyzna o urodzie ormiańsko-gruzińskiej, krótkie czarne włosy, wołam do niego. Człowiek nie reaguje, rozgląda się ale jakby w swoim "filmie" czegoś szuka, chyba jakiegoś wyjścia. Puszczam do niego nawet mechaniczny samolocik-zabawkę z jakąś piosenką-melodyjką aby zwrócić jego uwagę. Początkowo wydaje mi się, że przez chwilę zwraca na niego uwagę, ale zaraz się rozprasza i samolocik wraca do mnie. Człowiek pada na kolana, rozgląda się, wstaje i idzie dalej. Postanawiam także ruszyć dalej nie zrażając się nieudanym kontaktem.
Widzę przed sobą w różnych częściach jaskini ciemne tunele. Pierwszy tunel-grota po prawej stronie - wyjeżdża z niego pociąg towarowy i jedzie w kierunku z którego przyszedłem, postanawiam wejść do tej groty. Przy  grocie stoją na wyższej półce skalnej jacyś osobnicy - ubrani w czarne uniformy w czarnych kaskach zakrywających cała głowę wraz z twarzą. Najbliższy osobnik odwraca się w moim kierunku widzę, że trzyma ciężki pistolet maszynowy i niebezpiecznie mierzy do mnie, potrząsając bronią. Odczytuję to jako nieprzyjazne znaki i podnoszę ręce w górę na znak że się wycofuję i nie mam złych zamiarów. Powoli wycofuję się i rezygnuję z eksploracji tej lokalizacji.
Napływa do mnie refleksja - czego ja tak właściwie tutaj szukam? Skoro mijam ludzi którzy podążają w przeciwnym kierunku to znaczy, że nie znaleźli tam gdzie ja idę nic ciekawego, bo by stamtąd się nie ruszali, więc co ja chcę tam znaleźć. Jestem teraz tylko ja oraz towarzysz-obserwator. Myślę sobie, że jestem tylko w swoim wytworze umysłu - to taka jaskinia umysłu z której w każdej chwili mogę wyjść, wylecieć jeżeli tylko chcę. Towarzysz mój przesyła mi informację, abym wyleciał stąd skoro chcę. Chcę zmienić tę lokalizację, wzlecieć ale nie mam mocy nie udaje mi się mi nić zmienić. Ogarnia mnie jakaś frustracja, mówię do mojego towarzysza aby się ode mnie odwalił, zostawił mnie nie potrzebuję jego szyderczych rad - wkurzam się na niego. Pierwszy raz patrzę - postrzegam postać mojego towarzysza - jest dość wysoki, ubrany na czarno ale z włosami ciemny blond taki typ intelektualno-artystyczny jak aktor Mirosław Baka.
Ze złości, swojej bezsilności mimo, że chcę zmienić lokalizacje, a skoro nie udało mi się poprzez wzlot ponad skały, to zaczynam rękoma kopać w glebie, jestem przekonany, że w ten sposób również mogę przenieść się w inne miejsce. Przesuwa mnie...

2. Jestem w ogrodzie - coś podobnego do ogrodów działkowych. Bardzo ładna lokalizacja, przyjemna pogoda, słońce. Tym razem jestem w towarzystwie kilku/kilkunastu młodych osób. Czuję, że jest ze mną chyba ten sam "towarzysz-obserwator baka". Wiem, że te osoby są ze mną w pewien sposób powiązane - może mają podobne poglądy, może to jakaś moja rodzina, znajomi, może moje inne karmiczne aspekty spotkane w jednej lokacji. Mam potrzebę coś im przekazać - zaczynam śpiewać piosenkę. Trochę się wstydzę swojej nieporadności w zakresie formy pieśni - śpiewam, że mimo, że piosenka jest utrzymana w stylu disco polo to przekaz jest bardzo ważny, śpiewam o życiu które jest mimo wszystko największą wartością którą mamy i możemy na nią wpływać, przezywać i doświadczać i jest to absolutnie ważne.

3. Chyba mnie zaczęło ściągać do ciała, ale postanowiłem się odbić i walczę dalej.
Jestem w swoim łóżku, czuję, że mam jakiegoś "osobnika" na plecach. Jest to moja mała córka, pytam dlaczego na mnie pasożytuje pozbawiając mnie energii. Ona nie odpowiada tylko się uśmiecha. Do sypialni wchodzi jakby bliźniaczka mojej córki. Zwracam się do tej "pasożytującej" - spójrz to jest moja córka, jej twarz jest jasna i świetlista (tak mówię, ale z obserwacji wcale twarz "bliźniaczki" nie jest błyszcząca i promieniująca raczej jasna, trochę blada, ale czysta).
Postanawiam pozbyć się "pasożyta", łapię córko-pasożyta i wynoszę za okno, strząsam ją z ręki, ląduje piętro niżej u sąsiadów na balkonie. Postanawiam ją zabrać stamtąd, schylam się po nią, łapię i zrzucam na ulicę. Spada na brezentowy dach jakiegoś auta - patrzę się na to - jej twarz promieniuje jakąś filetowym światłem.
Z obecnej perspektywy wygląda to dość makabrycznie, natomiast w moim doświadczeniu w poza byłem zadowolony, że pozbyłem się tego pasożyta. Zastanawiałem się czy nie oczyścić się jeszcze z innych pasożytniczych energii, ale stwierdziłem, że mogę już nie mieć wystarczająco energii na kolejną operację.
Podczas tej aktywności towarzyszył mi towarzysz-obserwator ale tym razem "towarzysz-obserwator żona".

Po tej aktywności przeniosło mnie ponownie do ogrodu - podążam ścieżką w bujnie zarośniętym sadzie. Jest ze mną chyba jakiś nowy towarzysz-obserwator taki Senior. Zrywam z drzewa czereśnię, jest średniej wielkości, słodka, ale mało soczysta, taka bardziej w stylu rodzynki, za bardzo nie nadaje się normalnej konsumpcji. Idę dalej, zrywam czereśnię z innego drzewa, jest wielka, słodka i soczysta. Tak - to pyszna czereśnia deserowa - stwierdzam, jestem bardzo zadowolony. Dostaję przekaz od "towarzysza-obserwatora seniora" który mówi mi mniej więcej, że każda czereśnia ma swoje przeznaczenie i nie zależy to od własnych preferencji i spełnia w jakiś sposób swoją funkcję, jeżeli nie wobec mojej potrzeby nie oznacza to że jest zła. To chyba taki przekaz o subiektywnym ziemskim pojęciu dobra i zła.
Zastanawiam się tylko na koniec czy ten symboliczny przekaz dotyczył mojego ostatniego doświadczenia, czy wszystkich spotkań podczas mojego dzisiejszego wyjścia?

No comments:

Post a Comment