Friday 25 January 2013

Dom i Domownicy

Zebrałem się w końcu do wyjścia, z nowym rokiem, nowym krokiem.
Ostatnio ustawiałem sobie budzik aby wyjść w systemie 4+1, ale jakoś nerwowo spałem i budziłem się kilka razy przed budzikiem, co powodowało, że ostatecznie go wyłączałem i rezygnowałem z wyjść.
Tym razem obudziłem się elegancko po ponad 4,5h snu bez budzika i byłem dość wyspany. Taka sposobność to naturalny głos aby wyjść. Tak też zrobiłem.
Najpierw wybudzenie - najlepiej na mnie działa 4,5h+0,5h, więc 30 min wybudzenia, potem relaksacja, na boku. Było ok, niestety po około 30min. musiałem się lekko poprawić, ale jak się poprawiłem czułem że jestem na dobrej drodze...
I tak też było, po chwili czułem, że się zbliżam, pojawiały się hipnagogi, przebiłem się przez nie i zaczęła się sączyć w dali muzyczka, jak sobie ją uświadomiłem wiedziałem, że czas się powoli zbierać. Nastąpiły wibracje, poczułem tylko przez chwilę, że to nie jest przyjemne doświadczenie i nie chciałbym w czymś takim zastygnąć na wieki. Gdy wibracje złagodniały wiedziałem, że wszedłem poza dostrojenie materialne i pora wyskoczyć z ciała. Najbardziej lubię na okrętkę tak jak kłoda w wartkim strumieniu. Tak też postąpiłem, pół obrotu poszło żwawo natomiast kolejne o dziwo jakieś "zaklejone" było. Przetoczyłem ostatnie pół obrotu jakbym naciągał kauczukową linę. Wyszedłem na podłogę, ale musiałem wyjmować powoli członki ciała bo ugrzęzły w gumie. Gdy już się uporałem z nogami i byłem wolny zacząłem proces dostrojenia - spojrzałem na moje dłonie...
Oj widzę, że fazunia słabiutka, dłonie mizerne jak jak szare mydło, jakieś 3 palczaste - ogólnie słabo. Wprowadziłem parę ćwiczeń: pocieranie rąk o podłogę - zrobiło się lepiej, natępnie oklepywanie dłońmi ud. Faza lepsza ale nadal dość średnia. Postanowiłem jednak, że to pierwsze wyjście od dłuższego czasu wiec nie będę marnował energi na walkę o dostrojenie, czas coś doświadczyć.
Zmieniłem trochę strategię zabawy w poza, bo poprzednie razy to wychodziłem i biegłem, leciałem, skakałem jak dzikus spuszczony ze smyczy, chciałem polecieć gdzieś jak najdalej, teraz chcę doświadczać bardziej szczegółowo każdego elementu który mnie otacza, bo nie ma sensu nigdzie biec i lecieć, bo wszystko się wydarza tam gdzie jesteś, więc postanowiłem zrezygnować z "pseudo dalekich" wycieczek i skupić się na otoczeniu.
 Stanąłem przy łóżku i przyglądam się śpiącej żonie - zacząłem ją wołać, hej obudź się, obudź! Nie reaguje, więc siłą woli ściagam z niej jej astralną kołdrę. Przebudziła się i usiadła.
Kim ty jesteś? - pytam ją
- Jestem twoim opiekunem (lub określenie o podobnym sensie)
Trochę się zdziwiłem, ale wbrew pozorom nie aż tak bardzo.
- Powiedz mi coś w świetle miłości - zwróciłm się do niej.
- Zmiany są spowodowane YZXYZ - odpowiedziała, ale nie zrozumiałem ostatniego słowa
- Powtórz, bo nie rozumiem
- Zmiany są spowodowane YZXYZ - odpowiada.
Nadal nie rozumiem. Ja zwracam się do niej jakby w sposób zwerbalizowany, ale ona odpowiada mi jakby szeptem w moim uchu. Podchdzę do niej i mówię aby mi to powiedziała na drugie ucho bo szepcząc mi do tego (chyba lewego, ale straciłem orientację) nic nie rozumiem.
- Po...... (czuję jak słowa zamierają mi w gardle a usta zarastają jak podczas przesłuchania Neo w matrixie)
staram się przekazać słowa myślami. Jakoś poczło ale czuję, że dziś nie rozwinę bardziej tej umiejętności. Przytulam się więc - jest przyjemnie.
Idę do salonu. Za sofą chichocząc bawi się w chowanego moja córka. Łapię ją i się śmiejemy, przytulam ją i mówię, że to z miłości - energia jest wybitnie przyjemna  i piękna. Gdy spoglądam na korytarz widzę moją córkę jak teściowe ją ubierają i przygotowują do wyjścia z domu, a jednocześnie siedzi ona ze mną na sofie. Ciekawe zjawisko. Idę na korytarz przyglądam się temu.

Tak na marginesie, wcześniej już będąc w sypialni zaobserwowałem zjawisko, że przestrzeń jest wypełniona wszelkimi "bytami" tylko sposób dostrojenia izoluje mnie od nich jak jakaś kurtyna z folii, natomiast mam świadomość, że eter jest wypełniony wrzawą wszystkiego.

Będąc już w korytarzu mam wrażenie, że mamy gości, ktoś się do nas do domu wszedł z tej całej otaczającej mnie astralnej wrzawy. Ale nie przeszkadza mi to.
O jest lusto na korytarzu - strasznie mnie intrygują te lustra, mam jeszcze z nimi niedokończoną hsitorię, ale jeszcze nie jestem na to gotowy brakuje mi energi aby się przez nie przebić.
Podchodzę do lustra, wiem że obok mnie jest gość, który się dziwnie do mnie "szczerzy"(taki dziwny, sztuczny uśmiech, nie widzę tego, ale raczej to czuję). Spogladam do lustra i nie widzę siebie, później widze jakąś szarą mgłę w rozlanym kształcie człowieka, ale już wiem, że nic z tego nie będzie.
Wtedy czuję, jak "gość" zaczyna mnie obmacywać - Przytulmy się, tak miło, oj tak - zaczyna mnie głaskać, ale robi to w pewien nachalny sposób, jakby zrywając ze mnie energię, tak jakby mnie parzył tym dotykiem. Nie jest to przyjemne! Wyrażam akt woli, że nie życzę sobie takiego dotyku, ma spadać.
Wtedy zaczynam analizować, czy to jakiś mój wewnętrzny strach i obawa spowodowała, że gość tak zareagował, czy też byt sam w ten sposób zadziałał i wywołał we mnie taką reakcję.
Jestem na skraju wyjścia do ciała, waham się czy walczyć o fazę czy wrócić do ciała. Podejmuję decyzje, że wracam.
I wóciłem. Jestem w dobrym nastroju, spradzam zegarek - nie było mnie może z 10min.
Podsumowując - faza bardzo płytka, ale i tak dość dobra jak na moje fazy po dłuższej nieobecności. Do następnego!

No comments:

Post a Comment